poniedziałek, 21 kwietnia 2014

Rozdział 25

*Sara*

- Ale jak to mamy o 4 pokoje mniej?! Ja się pytam pana jak mam pomieścić całą reprezentację i sztab? No jak! - Andrea kłócił się z dyrektorem hotelu.
- Proszę pana. Tu mają państwo 5 "trójek" i 1 "czwórkę" więcej dać nie mogę.
- Dobra.. Dzwonię do prezesa, a wy się jakoś porozdzielajcie. 
- Mówiłam, żebby zadzwonić do Mirka, to nie... - szepnęłam do Kubiaka. - To robimy tak. Sarkę trzeba wcisnąć do któregoś z chłopaków. Proponuję Pitera i Bartka, albo Łukas... - próbował rozmieścić nas Możdzon. 
- My ją bierzemy! - przerwał mu Krzysiek. 
- Nieee! 
- Taaak! To my już idziemy, a wy się jakoś podzielcie. - Łukasz zabrał Marcinowi kartę do pokoju, a Igłą pociągnął mnie jak małe dziecko za rękę.

***

Takim to sposobem "czwórkę" zajęli statystycy i fizjoterapeuci. 1 "trójkę" trenerzy i Vanny od przygotowania fizycznego. Reszta się jakoś podzieliła. Niestety z powodu kontuzji opuścić nas musiał Kosa, a Zibi z powodu słabej formy wrócił do kraju. Odbyłam z nimi długą rozmowę. Na jego miejsce przyjechał Grzesiek Bociek. Bardzo sympatyczny chłopak. Jeśli zajmiemy jakieś miejsce oni też dostaną medal, bo przyczynili się do tego sukcesu. Podczas mieszkania z Krzyśkiem i Łukaszem w jednym pokoju było wiele śmiechu i zabawy. Tylko Ignaczak trochę chrapie... Wyczuwacie ten sarkazm no nie?
Ćwierćfinały wygraliśmy 3:1 z Francją, w półfinale zmierzyliśmy się w ciężkiej walce z reprezentacją Serbii, którą niestety w tie - breaku przegraliśmy 23:21. Mecz był bardzo ciekawy i zacięty. Pozostał nam tylko mecz o brąz. Udało się! Polacy zostali Brązowymi Medalistami Europy!! Kij wam w... Twarz. Hejterzy. Z indywidualnych nagród najlepszym przyjmującym został Kubiak, a rozgrywającym Ziomek.
Wróciliśmy do stolicy, szybka konferencja, w której musiałam brać udział, bo trener stwierdził już podczas pobytu w Spale, że jestem jeszcze takim rzecznikiem prasowym. Pożegnałam się ze wszystkimi i skierowałam do samolotu... Cóż.. Zurück zu Dortmund.

*Lena*

Od kilku dni jestem w związku z Marco.  Bardzo się z tego powodu cieszę, ponieważ on mógłby mieć każdą, a wybrał mnie i mam nadzieję, że będzie nam się układać. Już niedługo wraca Sara,  w końcu. Tak bardzo za nią tęsknię,  mimo że niedawno się widziałyśmy. Reus właśnie szykuje się na trening, a ja pójdę chyba z nim, bo nie mam co robić i przy okazji ogarnę coś w biurze lub porobię zdjęcia.
-Jesteś już gotowy?-zapytałam mojego ukochanego.
-Tak, możemy wychodzić. Idziemy piechotą czy samochodem?
-Dawaj pojedziemy moim cudeńkiem. -zaśmiałam się.
-Haha no okej,  to wychodzimy.
Wyszliśmy z domu do garażu. Wyprowadziłam samochód i pojechaliśmy w stronę SIP.
-Powiesz im,  że jesteśmy razem?-zapytałam.
-A mogę?
-No jasne,  ale powiedz Mario, żeby nic nie gadał Sarze,  bo chcę jej sama to powiedzieć.
-Okej. Dobra, lecę do szatni. Widzimy się na murawie. -przytulił mnie i dał mi buziaka. 
Poszłam do biura Sary trochę tam ogarnąć, bo długo nikogo w nim nie było. Przygotowałam wszystko i zaczęłam sprzątać ze słuchawkami w uszach. Nie zauważyłam jak ktoś wszedł. Złapał mnie za biodra i przyciągnął do siebie. Okazało się, że to był Marco.
-Co ty tu robisz? Powinieneś być na boisku -uśmiechnęłam się.
-Wiem,  ale przyszedłem powiedzieć ci,  że cie kocham.
-Oooo słodko. Ja ciebie też, a teraz spadaj na boisko.
-No dobra... -posmutniał- do zobaczenia.
Wyszedł,  a ja wróciłam do sprzątania. Kiedy skończyłam wzięłam aparat i ruszyłam w stronę piłkarzy. O dziwo było u nich spokojnie i słuchali się trenera. Nagle zauważyłam biegnącego w moją stronę Mario.
-Lena, gratuluję wam ! Czekam na małe Reusiątka - zaczął składać życzenia itp.
-No no, na to poczekasz jeszcze trochę,  a teraz idziemy do chłopaków.
Tam zaczęli nam gratulować itd. W końcu mogłam odetchnąć i zabrać się do roboty. Zrobiłam masę zdjęć. Po drodze do gabinetu powiedziałam trenerowi,  żeby przekazał Reusowi, aby po treningu zajrzał do mnie. Włączyłam komputer i zaczęłam wrzucać zdjęcia. Po skończeniu glebnęłam się na kanapę i nie odczulam,  że zasnęłam.

*Marco*

Po treningu trener powiedział mi,  żebym wpadł do Leny. Przebralem się, pożegnałem z chłopakami i poszedłem. Zastałem ją śpiącą. Tak słodko i niewinnie wyglądała.  Postanowiłem,  że nie będę jej budził, więc wziąłem ją na ręce i  zanioslem do samochodu. Po drodze coś tam mamrotała, ale na moje szczęście się nie obudziła. Położyłem ją na tylnych siedzeniach i ruszyłem do domu. Na miejscu położyłem ją do łóżka, a sam zrobiłem sobie coś do jedzenia.

*Mario*

Jestem szczęśliwy z dwóch powodów. Mianowicie z tego, że Lena i Marco w końcu są razem i że SARA W KOŃCU WRACA !!! Dzisiaj zadzwoniła do mnie,  żebym przyjechał po nią na lotnisko. Jestem tak szczęśliwy, że trudno to wyrazić. Prosiła mnie, abym nikomu o tym nie mówił, bo chce zrobić niespodziankę. Już się nie mogę doczekać, aż dojadę na lotnisko. Droga zajęła mi 30 min. Już na miejscu od razu ujrzałem Sarę. Zaczęliśmy biec w kierunku siebie. Mocno się przytuliliśmy i poszliśmy do samochodu.
-Bardzo się stęskniłem -oznajmiłem jej.
-Ja też!
-To gdzie mam cię zawieźć? -zapytałem.
-Hmmmm Lena jest u Marco, tak?
-No tak.
-To zawieziesz mnie do mojego i Leny mieszkania.  Ja się rozpakuję, zjem coś i pojadę do nich.
-Okej. Może wieczorem wszyscy gdzieś wyjdziemy? Taka powitalna impreza- zaproponowałem.
-Super pomysł!
-To obdzwonię wszystkich, a ty idź się w spokoju ogarnij.
-Ok, to do zobaczenia!
Dała mi buziaka w policzek na pożegnanie i wyszła z samochodu.

*Sara*

Weszłam do domu, a w nim o dziwo był porządek.
-Czyli, że Lena przychodziła i sprzątała- powiedziałam do siebie.
Rozpakowałam się, zjadłam coś i po 1,5 h wyszłam do garażu po samochód i ruszyłam do Leny i Marco. Na wszelki wypadek zaparkowałam kawałek od jego domu, żeby mnie nie wyczaili. Powoli podeszłam do drzwi i zadzwoniłam dzwonkiem. Po chwili drzwi otworzyła mi Lena.
-Sara!!! - rzuciła się na mnie.
-Tak się cieszę, że Cię widzę!
-Ja też!
-Wchodź do środka.
Weszlysmy do domu,  a tam Marco od razu mnie "mile" przywitał.
-Sarna! Musiałaś już przyjeżdżać?
-Miley ! Też się cieszę, że Cię widzę.
-A tak serio to chodź tu- podszedł do mnie o przytulił.
-No to opowiadajcie co tu się działo jak mnie nie było.
-Hmmmm... trochę tego jest. -zaczęła Lena.
-Spokojnie,  mamy teraz dużo czasu!- zapewniałam ich.
-Okej, to usiądźcie w salonie, a ja zrobię naszą ulubioną kawę i wszystko ci opowiem - zaproponowała Lena.
Razem z Reusem poszliśmy do salonu, a po chwili dołączyła do nas moja przyjaciółka. -A no... Nudno mi było samej mieszkać, więc przeprowadziłam się do Marco, ale to już wiesz.
-No wiem i co dalej?
-No i najważniejsze ja i Marco jesteśmy już od kilku dni razem.
-I nic mi nie powiedziałaś?! Foch forever na 5 min- udawałam, że się wkurzyłam.
-Nie chciałam ci przeszkadzać w twojej pracy.
-Ty mi nigdy nie przeszkadzasz, zapamiętaj to!  A tak serio to nawet nie wiecie jak bardzo się cieszę z waszego szczęścia! - zaczęłam im gratulować.
-No to Lena, kiedy idziemy na jakieś zakupy? 
-Hmmmm może jutro po południu? Ale najpierw pójdziesz i przywitasz się z trenerem i chłopakami.
-No ok- zgodziłam się - a teraz spadam, pa! A no i jutro się wprowadzasz z powrotem!

Następnego dnia z samego rana wstałam, uszykowałam się i zjadłam śniadanie. Jechać musiałam sama, bo Lena została u Rudej Cioty, muszą się jeszcze sobą nacieszyć. Soł romantiko słitiko i te sprawy... Dlatego zadzwoniłam do Mario, czy nie trzeba go podrzucić. Z chęcią przyjął moją propozycję. Piłkarz czekał już na mnie pod swoim rodzinnym domem. Wsiadł do mojego Benia, przywitał buziakiem w policzek. Po drodze opowiadałam mu różne sytuacje które wydarzyły się na Mistrzostwach, a on mi z treningów. Obiecałam mu też przetłumaczyć nowy sezon "Igłą szyte". Po chwili byliśmy już pod stadionem. Przez szybę w aucie widzieliśmy już nasze gołąbeczki idące w stronę wejścia. 
- Dobra Goetze, leć się przebrać do szatni, a ja na murawę. - na miejscu spotkałam już trenera, który serdecznie się ze mną przywitał.
- Sarka wszyscy za tobą tęsknili. Wiesz pewnie, że mamy trzech nowych graczy, poznasz ich zaraz. A Mo i Leo odeszli?
- Niestety tak, dzwonili do mnie.
- Dobrze... Jeszcze Neven, Ilkay, Sebastian i Mats mają kontuzje. To jest kompletna masakra i problemy dla klubu... Ale co cię będę zadręczał. Patrz!
- Biedactwa no.. Czeeeeść chłopcy!! - krzyknęłam do piłkarzy wchodzących na boisko.
- Saruuniaaa naszaaa! Chodź ty tu do mnie! - przytulił mnie Schmelzer.
- Marceeeleek! Gdzie masz Hummelsiątko?!
- No przecież kontuzję ma. Okej, zapoznaj Sarę z chłopakami, a ja i Żejko zaraz wrócimy.
- Dobrze trenerze! To tak, to jest Sokratis. - Grek wyciągnął rękę w moją stronę.
- Pierre. - Gabończyk przytulił mnie, co wywołało u mnie lekkie zdziwienie. Bardzo z niego pozytywny człowiek, Mario o nim dużo mówił.
- Henrikh. - cwaniacko się uśmiechnął i puścił mi oczko. Ojj coś czuję kolego, że się nie polubimy... - Co robisz dziś po treningu? - zadał mi pytanie, a ja spojrzałam na Mario, który zaciskał pięści i zrobił się czerwony na twarzy.
- Wracam do domu i będę myśleć o tym jak bardzo mnie wkurzasz. - wśród piłkarzy rozległo się donośne "uuuuuu...".
- Ostra lubię takie!
- Uważaj bo się skaleczysz. - Sara mistrz ciętej riposty!
- Mogę zaryzykować.
- Nie kręcą mnie bruneci, wolę szatynów.
- Mogę się przefarbować.
- Poprawka. NIE kręcisz mnie TY! - podeszłam do niego i wycelowałam w niego palca. Moje niecałe 1,73 m i 5 centymetrowe szpilki sprawiły, że byłam z nim prawie równa. Kłótnia trwałaby dalej gdyby tylko nie przyszedł trener. W sumie to nawet dobrze. Udałam się do swojego gabinetu, na biurku leżały stosy kartek do uzupełnienia. Po pół godzinie skończyłam. Wstałam i podeszłam do przeszklonej ściany, z której miałam widok na cały stadion. Przypomniał mi się pierwszy dzień tutaj i to jak Mario machał mi z murawy. Powtórzyło się to. Z uśmiechem odmachałam. Szatyn wrócił do gry, lecz po chwili doszło do zgrzytu. Henrikh i Mario byli w przeciwnych drużynach. Jeden drugiego sfaulował. Bynajmniej tak to wyglądało, nie pytajcie się mnie proszę bo jak pewnie wiecie z nożnej znam tylko podstawy. Lena inaczej! Ona to ci wymieni składy wszystkich drużyn i zasady. Cóż ja mogę powiedzieć to samo o siatkówce, a ona już nie... Wracając do sytuacji na murawie. Mario zaczął krzyczeć na Ormianina, on go popchnął i wywiązała się z tego lekka szarpanina. Kuba zaczął odciągać Goetze, a Sokratis Heńka. Trener wkurzył się, powiedział coś Kubie, a ten pociągnął za sobą szatyna i wyszedł z boiska. Zdziwiło mnie to bardzo. Usiadłam na narożniku w gabinecie, ale po chwili usłyszałam donośne pukanie do drzwi. Do pomieszczenia wszedł Błaszczykowski. Powiedział mi szybko po polsku, że trener kazał mi uspokoić Mario i musiał już wrócić na trening.
- Wkurwia mnie ten facet. No po prostu wkurwia, nie dość, że będzie ze mną walczył o miejsce w pierwszym składzie przez kontuzje Ilkaya to jeszcze się do ciebie podwala... - ohoho czyżby pan Goetze był zazdrosny? Przecież jesteśmy tylko przyjaciółmi... - no i jeszcze ja pamiętam jak mnie w poprzedniej Lidze Mistrzów sfaulował jak graliśmy z Szachtarem no po prostu nienawidzę typa...
- Dobrze spokojnie, leż a nie się unosisz. - piłkarz położył się na kanapie, a ja przysunęłam sobie krzesło obok. Złapał mnie za lewą rękę, ta była wolna, bo prawą notowałam to co mi mówi.
- I jeszcze jak mnie od drewna wyzwał to po prostu nie wytrzymałem no i chciałem mu przyjebać w tą okropną twarzyczkę... Tylko Kuba mnie w ostatniej chwili odciągnął. O! Masz fajne paznokcie.. No ty, ale ty go pocisnęłaś normalnie mistrzunio! Tylko się znowu będzie do ciebie podwalał to ja mówię, że nie wytrzymam... Co robisz po treningu? Właściwie to ja nie muszę tam wracać trener tak powiedział, to co robisz po treningu?
- Jezu Goetze ty to zmieniasz temat... No jadę cię odwieźć, zajeżdżam po Lenę i mamy szał zakupowy.
- A ja myślałem, że gdzieś wyskoczymy... - zasmucił się.
- Skarbeńku jutro. - dałam mu buziaka w policzek.
Pogadaliśmy jeszcze chwilę i wyszliśmy razem z gabinetu. Skierowaliśmy się na parking i Beniem wróciliśmy do domów.

*Lena*

Obudziłam się o 9. Nie było koło mnie Marco, więc pewnie jest na dole. Tak wygodnie mi się leżało, ale co dobre kiedyś się kończ. Wygramolilam się z łóżka i podeszłam do szafy, żeby wybrać sobie ubrania. Postawiłam na jakiś dres i bluzę, bo było mi zimno. Ogarnęłam włosy itp i wyszłam z pokoju. Wychodząc czułam miły zapach z kuchni. Cichutko zeszłam po schodach, podeszłam do mojego ukochanego i od tyłu się w niego wtulilam.
-Dzień dobry. Jak się spało mojej księżniczce?- przywitał mnie miłymi słowami.
-Bardzo dobrze, bo miała obok swojego księcia.
Staliśmy wtuleni w siebie jeszcze przez chwilę, ale Marco musiał pilnować jedzenia, żeby wszystko było w normie.
- Teraz siadaj do stołu, a ja zaraz przyniosę śniadanie.
Zrobiłam to co kazał. W międzyczasie zadzwoniłam do Sary, żeby dogadać się w sprawie tych zakupów. Ostatecznie i jednozgodnie stwierdziłysmy, że o 15 idziemy podbijać sklepy. Po skończonej rozmowie Marco przyniósł posiłek.
-Śniadanie dla mojej najpiękniejszej i jedynej księżniczki - mówiąc to uśmiechnął się i słodko pocałował mnie w czubek głowy.
-Dziękuję bardzo. Kocham cię Marco - ładnie mu podziękowałam.
-Ja ciebie też, ale teraz nie gadaj tylko jedz.
Po skończonym śniadaniu postanowiliśmy poleniuchowac przed telewizorem, bo Marco miał jeszcze trochę czasu do treningu. Niespodziewanie Reus zaczął mnie łaskotać.
-Hahahaha Marco tylko nie to hahaha przestań - ledwo co mówiłam przez śmiech.
-A co będę z tego miał ?
-Nie wiem, ale ja mogę się odegrać, pamiętaj !
Przez to nasze łaskotanie spadlismy z kanapy i smialismy się jeszcze bardziej.
Marco leżał na mnie i składał czułe buziaki na moich ustach. Później zmieniliśmy się rolami. Bawiliśmy się tak jeszcze długi czas, ale wszystko co dobre kiedyś się kończy.
-Marco, jest już 11, a na 12 masz trening, więc rusz się i idź się ogarnąć.
Zrobił to co kazałam, a ja poszłam do łazienki wziąć relaksującą kąpiel, bo zostało mi jeszcze dużo czasu. Przyszykowałam sobie wszystko i w końcu mogłam wejść do wanny.
-Kochanie, wychodzę ! - przez drzwi słyszałam krzyki Marco.
-Do zobaczenia ! - odkrzyknęłam mu i włączyłam muzykę na full.
Siedziałam w tej wannie chyba z jakieś 1,5 h. Musiałam już kończyć, bo jeszcze trzeba się ogarnąć. Owinęłam się w ręcznik, posprzątałam po sobie w łazience i poszłam w stronę pokoju, żeby uszykować sobie jakieś ubrania. Ostatecznie zdecydowałam, że wybiorę  to. Potem poszłam wysuszyć i ułożyć jakoś włosy. Nim się obejrzałam była godzina 13:30. Stwierdziłam, że mam jeszcze dużo czasu, więc zeszłam do kuchni zrobić sobie coś do jedzenia, a później pograć na PS4. Grałam tak długo, aż w końcu usłyszałam dzwonek do drzwi. Otworzyłam i moim oczom ukazała się Sara.
-No hej, gotowa na podbijanie sklepów ? Ubierz wygodne buty, bo trochę sobie połazimy.
-Hej, tak gotowa tylko skoczę po torebkę i możemy jechać.
Wzięłam to co miałam wziąć i zamknęłam dom. Oczywiście musiałyśmy jechać Beniem Sary, bo jakże by inaczej.
- Nienawidzę typa o imieniu Henrikh.- usłyszałam, gdy tylko weszłam do jej auta. Reszta drogi upłynęła mi na wysłuchiwaniu, dlaczego i kto to. 

----------------

Jedno wielkie przepraszamy za opóźnienie.
Cóż, świetna Oli usunęła pół rozdziału.
Brawa dla Oliwii Goetze.

Jeśli czytasz zostaw komentarz to motywuje :)

piątek, 11 kwietnia 2014

Rozdział 24

*Lena*

Siedzimy własnie w samolocie. Standardem jest to, że moim sąsiadem jest nie kto inny jak Marco. Jesteśmy ze sobą bardzo zżyci. Czuję się jakbym znała go całe życie. Mogę chyba nawet powiedzieć, że go kocham. Patrzą przez okno w samolocie wspominam nasze wspólnie spędzone chwile. Odwróciłam się i zastałam śpiącego Marco. Wpadłam na pomysł, że zrobię mu zdjęcie i wrzucę na mojego facebooka, oczywiście prywatnego. Spojrzałam się na zegarek w telefonie. Została jeszcze tylko godzina do lądowania.
-Marcoo.. Wstawaj, bo mi nudno !
-Coo... ? - jęczał zaspany.
-No wstawaj, bo mi nudno,  a jeszcze godzina do lądowania.
-No i co chcesz robić ?
-No nie wiem wymyśl coś !
-To idź spać ! Lena !
-No nieeee... Ja jestem pełna energii !
-Właśnie widzę...
-Wiem ! Zagramy w POU !
-Hahahahahahaha - zaczął się śmiać - co ?
-No w POU... Tak na dwa, bo się da. Ty na swoim telefonie i ja na swoim.
-Wiesz co ?  Czasem zachowujesz się jak małe dziecko, ale i tak cię kocham.
-No dzięki wiesz ! Dobra, a teraz zaczynamy grać.
Wyciągnęliśmy telefony i rozpoczęliśmy pojedynek. Nim się obejrzeliśmy pilot oznajmił, że zaraz lądujemy.
-No ej ! Panie pilocie jeszcze chwila, bo muszę z nim wygrać !
- I tak nie dasz rady - kłócił się ze mną.
-Jeszcze się zdziwisz ! Ha ! I co ?! Wygrałam ! -wydarłam się na cały samolot.
-Oj Lenka, Lenka... Teraz zapnij pasy, bo lądujemy.
-Nie dasz się nacieszyć ! Za to, że wygrałam to robisz dzisiaj kolację.
-No okej - bosko się uśmiechnął.
W końcu wylądowaliśmy. Razem z Mario i Felixem zamówiliśmy jedną taksówkę. Wsadziliśmy walizki i ruszyliśmy. Jak dobrze być już w domu. Czekam tylko, aż Sarka wróci i będę mogła wrócić do siebie, bo bez niej nudno.  Znowu się zacznie siedzenie po nocach i zakupy. jak ja to kocham. Jesteśmy już pod domem.
-Umowa jest taka... ty nas rozpakowujesz, a ja robię coś do jedzeni. - zaproponowałam.
-Pasuje ! -zgodził się.
-Może być spaghetti ?
-Mmmm no pewnie.
Ja poszłam do kuchni, a on do pokoju. Sprawdziła czy wszystko co potrzebne mamy w szafkach. Odetchnęłam, bo okazało się, że wszystko jest i nie muszę iść do sklepu. Wstawiłam wodę na makaron i zaczęłam robić sos. Nie minęła godzina, a obiad był gotowy.
-Marco ! Obiad gotowy !
-Już idę !
Zaczęliśmy jeść, a przy tym dużo gadać. Po zjedzeniu zgodnie stwierdziliśmy, że idziemy poleniuchować przed telewizorem.

*Marco*

Przegrałem w POU i musiałem robić kolację, ale na szczęście do wieczora jeszcze daleko. Teraz leżymy i oglądamy telewizję. Na dworze deszcz, więc nie ma co robić. 
-Ej Marco, a może pójdziemy na basen ? 
-No dobra to się ogarnij i pójdziemy. 
-Hmmm... no ok to idę się ogarnąć i wziąć potrzebne rzeczy. 
W między czasie ja też poszedłem po rzeczy i zrobiłem jakieś kanapki czy coś.
-Już jestem ! - usłyszałem krzyk Leny.
-Ok to idziemy, ale weźmy płaszcze przeciwdeszczowe, bo to tak fajnie iść w deszczu - zaczął się śmiać. 
-No to chodź już, a nie gadasz. 
Wyszliśmy z domu, a idąc bardzo się śmialiśmy. Ja taka łamaga wdepnąłem w kałużę, a Lena mało co nie pękła ze śmiechu. 
-Ty się ze mnie nie śmiej, bo ci się też to może zdarzyć ! - powiedziałem mając plan. 
-Grozisz mi ?!
-Nie no skądże...
-Mhm... Chodź już baranie.
Nie minęło 15 minut, a ja wpakowałem ją do kałuży. 
-Teraz ja się będę śmiać ! 
-Marco idioto ! 
-Oj Lenka, nie denerwuj się, bo złość piękności szkodzi. 
-nie wkurzaj mnie jeszcze bardziej, tylko rusz tą dupę i chodź.
-No dobra, dobra już nie pada więc w nagrodę wezmę cię na barana, bo już nie daleko. 
-Oo super ! - ucieszyła się.
Wskoczyła mi na barana i ruszyliśmy dalej. Po drodze zahaczyła nas jakaś pani. 
-O jak wy razem ładnie wyglądacie ! Piękna z was para. 
-Ale my... - odezwała się Lena, ale jej przerwałem. 
-Dziękujemy bardzo. -podziękowałem i odeszliśmy. 
-Marco, ale my nie jesteśmy razem. 
-No wiem, ale skoro ładnie razem wyglądamy to może znak, że musimy ? 
-No może i tak.
-Jeszcze wrócimy do tej rozmowy - ostrzegłem ją.
-Dobrze Marco, a teraz wchodź do tego budynku. 
Ruszyliśmy w stronę kasy. Tam kasjerka dała nam jakieś bransoletki i poszliśmy do szatni. Przebieranie nie zajęło nam długo i po 5 minutach byliśmy już w basenie. Nie obyło się bez odpałów. Jak jesteśmy razem to zawsze musimy coś odwalić. Wrzucaliśmy się nawzajem do wody, zjeżdżaliśmy ze zjeżdżalni, no normalnie jak małe dzieci. Po godzinie zbieraliśmy się do domu. Przy końcu drogi Lena zaczęła marudzić. 
-Marco, zmęczyłam się... 
-No i co z tego ? - udawał, że nie wie o co chodzi. 
-No i... Poniesiesz mnie ? - zrobiła minę zbitego pieska. 
-O nie ! Nie dam się tej minie - protestowałem. 
-No proszę, nie daj się prosić.
-No dobra, nie będę taki... wskakuj. 
Niosłem ją tylko z 10 min. bo już byliśmy w domu. 
-Robisz kolację ! - przypomniała mi Lena.
-No okej ! Pamiętam przecież ! 
-Tak ? To się cieszę. 
-Dobra spadaj pod prysznic, a ja zacznę.
Postawiłem na jakieś frytki czy coś, po prostu poszedłem na łatwiznę. Przygotowałem wszystko i zacząłem robić. W szafce znalazłem wino, więc pomyślałem, że nam się przyda.
-Lena gotowe !
-Już idę !
Zeszła i przysiedliśmy do konsumowania posiłku. 

*Lena*

Idąc na basen zaczepiła nas jakaś starsza pani, mówiąc, że razem ładnie wyglądamy. Trochę o tym myślałam i może moglibyśmy być już razem, bo kiedyś już o tym rozmawialiśmy, ale postanowiliśmy dać sobie czas. Muszę z nim pogadać teraz przy kolacji. Aktualnie siedzimy przy stole i gadamy o wszystkim i o niczym. 
-Marco... Musimy pogadać. 
-Mam się bać ? 
-Nieee... 
-No to wal ! 
-Bo kiedy szliśmy na basen zaczepiła nas ta pani i wiesz o czym mówiła. I ty później, że jeszcze do tego wrócimy, więc nadszedł ten czas.
-No rozumiem, ale nic na siłę. 
-Wiem, ale trochę o tym myślałam i stwierdzam, że cię kocham tylko, że nie chciałabym, aby jak będziemy w związku było inaczej niż jest teraz - wyjaśniłam. 
-Rozumiem i zapewniam cię, że tak nie będzie. Będzie tylko lepiej. 
-No mam nadzieję- uśmiechnęłam się- czyli oficjalnie jesteśmy parą.
Podeszłam do niego i go czule pocałowałam. 
-nawet nie wiesz jak się cieszę ! 
-Ja również Marco, ale jak wróci Sara to i tak wracam do niej - zaczęłam się śmiać. 
-Będę smutny... 
Nie będziesz, bo będę cię odwiedzać.
-Obowiązkowo ! - powiedział, po czym słodko pocałował mnie w czoło.
-No to teraz idziemy poleżeć przed telewizorem, a newsa przekażę Sarze jutro. 
Włączyliśmy jakiś film i się położyliśmy. Nie odczułam tego jak zasnęłam, a następnego dnia obudziłam się w łóżku. 

*Sara*

- Sarka! Budzimy się... No wstawaj noo... No chodź słoneczko ty nasze! - powoli budzili mnie Winiar i Piotrek. - Wielkoludy... Too juuż? - wymamrotałam. - No chodź. Weejdziemy do samolotu i taam sobie odpoczniemy. - Michał złapał mnie za ramiona i powoli kierował w stronę reszty. - No okeeej... Ale nie zachowuje się ze mną jak z dzieckiem. A kto ma moje walizki? - Aa Wojtek już je zabrał. - wyjaśnił mi Piter. - Kochaaany braciszek... To co idziemy! - wzięłam ich pod ramię. - Dobry. Kto ma mój bilecik? - Ja! - krzyknął Kurek. - Siedzisz obok mnie! - wysuszył ząbki. - Mhmm.. Krzysiu! - zawołała Libero do siebie. - Zamień się. No proszę... - O nie nie nie. Nie będę siedział obok tego nerwusa! - Ale Igła... Przecież ja tam nie wytrzymam, on będzie mi jęczał i stękał, że zginiemy... - Każdy już to przeżył. Teraz twoja kolej. Włącz iPoda i udawaj, że śpisz. Proste! - Pfff... Żeby to było takie łatwe. - Taki jest wyrok ulicy mała. - Wchodzimy! - kierował nami Andrea. - No to Sarka idzimy! - wziął mnie pod ramię Bartek. - Siurak... Które mamy miejsca? - 16a i 16b. - O mój numer z reprezentacji! - ucieszyłam się. 14a, 15a o to tu! - Patrz a za nami Iglasty z Ziomkiem, a z przodu Misiek i Pit.
- No to się nie wyśpię...
- Spałaś wczoraj cały dzień!
- Ja bym mogła spać wiecznie!
- Śpiąca królewna... Ej nie prześpij całego życia.. A w sumie królewicz Goetze cię uratuje!
- Weź się zamknij Zawór... - uderzyłam go moim jaśkiem.
- Zaaa, co?
- No zawór taki kurek. Dobranoc! - leżałam tak przez ok. 45 minut, słuchając Riri, Beyonce i Bon Jovi, gdy nagle usłyszałam krzyk.
- Oo nieee! Sara! Zginieemy! Jestem za młody, żeby umierać! A ja chciałem mieć dzieci z Natalią moją! 
- Co z nim znowu? - zapytałam Kubiaka.
- A zatrzęsło lekko samolotem, a on już panikuje.
- Kuraaak... Uspokój się! Nie zginiemy!
- Niee? 
- Nie. Teraz idź grać w karty, albo spać. - wróciłam do świata Nickelback i Michaela Jacksona.
Dalsza część lotu minęła nam już w spokoju i autobusem mogliśmy dojechać do hotelu. Tylko nastąpiły lekkie komplikacje... No może nie takie lekkie...

-----------
Oddajemy w wasze ręce rozdział 24! Domyślacie się
co ta Oli znowu wykombinowała? 
Obiecujemy, że ćwiartka będzie 
świetna i nie będzie trzeba na nią długo czekać, 
bo praktycznie trzeba ją tylko przepisać z kartek 
na blogspota. :*

Jeśli przeczytałeś, zostaw komentarz to motywuje. :*
Do anonimów: Prosimy, żebyście podpisywali się pod komentarzami :))