*Sara*
Polecam włączyć do czytania.
- Hej hej! - dałam mu buziaka i usiadłam przy stole przyglądając się jego poczynaniom.
- Cześć śliczna. Proszę, smacznego. - podał mi talerz ze śniadaniem. W spokoju zjedliśmy posiłek. Tak, to u nas jest możliwe! Ale tylko na chwilę... Kiedy oboje wstaliśmy, aby włożyć naczynia do zmywarki przyszedł mi do głowy pomysł. Szybko wyciągnęłam z szafki mąkę i nasypałam mu na głowę. Tylko ja mogę brudzić i psuć jego piękną fryzurę.
- O ty! Tak się bawimy? - teraz to on posypał mi twarz i ubranie. - Ej no.. - znowu oberwał mąką. Chciał mi oddać, ale przerwał mu dzwonek do drzwi.
- Kogo niesie tak wcześnie? - Mario poszedł otworzyć, a ja otrzepałam się z białego puchu.
- Kochanie kto to?! - podeszłam do drzwi i powiem szczerze, że takiego widoku się nie spodziewałam... - Mama? Tata?
- I my!! - zza pleców moich rodziców wychylili się Wojtek i Oliwka.
- Yyy.. Heeej. Co wy tu robicie? - poczułam jak moje policzki robią się całe różowe, a Goetze stał obok i śmiał się ze mnie. - Wejdźcie.- zaprowadziłam ich do salonu. - Przypominam ci misiu, że ty też jesteś tylko w spodenkach i podkoszulce. - szepnęłam mu na ucho. - To my pójdziemy się ubrać. Wojtek zrób rodzicom coś do picia.
Wyszliśmy się przebrać, po chwili zeszłam i usiadłam na fotelu w salonie
- Co was sprowadza, aż do Niemiec?
- Przyjechaliśmy odwiedzić córkę, bo dostaliśmy wolne. Nie cieszysz się?
- Bardzo się cieszę. Nawet nie wiecie jak tęskniłam. - podeszłam do taty i mocno się do niego przytuliłam.
- Mamo, tato to jest Mario mój chłopak. I w tym momencie musicie przerzucić się na angielski.
- Bardzo mi miło. - Goetze przywitał się z nimi. No to oficjalna część już za nami...Reszta czasu minęła nam na rozmowie typu jak się poznaliśmy, ile jesteśmy razem i inne.
- Dobra kotek, ja muszę się już zbierać na trening, wrócę za kółka godzin. A ty dziś nie idziesz?
- Mam wolne!
- Takiej to dobrze, a może chcę pan razem z Wojtkiem ze mną?
- A nie będzie to problem?
- Żaden. To co idziemy? - uśmiechnął się.
- Ej Wojtuń ! Zrób sobie z chłopakami zdjęcia to ci może fejm wzrośnie, bo tyle co ja nie dasz rady nigdy mieć! Na instagrama wrzucisz! - krzyknęłam do brata, który był już w korytarzu.
- A idź ty mendo...
- To my zrobimy może obiad, a potem wyjdziemy na zakupy, albo spacer. - zaproponowała Oli.
Mężczyźni wyszli, a my udałyśmy się do kuchni w celu przygotowania posiłku. Wybór padł na makaron ze szpinakiem. Wypuściłam Stanleya na dwór i skończyłam przygotowywać posiłek z moją przyjaciółką i rodzicielką. Zadzwoniłam do Wojtka i kazałam przekazać Mario, że wszyscy spotkamy się w dotmundzkiej galerii. Pojechałyśmy tam Beniem i zaczęłyśmy szał
zakupowy. Takim właśnie sposobem z moich ulubionych sklepów wyszłam z 3 parami spodni, butami, 2 bluzkami i sukienką, Któreś z tych ubrań przyda mi się podczas Świąt. Siedziałyśmy właśnie w kawiarni jedząc deser, gdy dołączyli do nas nasi mężczyźni. Rodzice stwierdzili, że pójdą jeszcze do jednego sklepu i zostawili nas samych. To brzmi tak śmiesznie jakbyśmy nadal byli tacy młodzi.. Chłopaki opowiedzieli co było na treningu, braciszek pokazał mi zdjęcia, które cyknął sobie z drużyną.
- No to jutro pójdziemy sobie na meczyk. - zaproponowałam.
- To świetnie!
- Eej.. Oli, a pamiętasz jak grałyśmy w plażówkę?
- Nie wiesz. Nie pamiętam jak to jest być mistrzynią Europy i Świata do lat 18...
- To ty też grałaś? - zdziwił się Mario.
- Tak. Tylko przez kontuzję po ostatnich mistrzostwach przerwałam i niestety nie mogłam wrócić. No i takim to sposobem jestem teraz studentką medycyny. - wyjaśniła.
- A długo się znacie?
- My to od dzieciństwa. Nasi rodzice się przyjaźnią. No i w sumie takim sposobem gołąbeczki są razem. Tylko wiesz, on zarywał do niej już w 3 gimnazjum, ona go zlewała, potem grał w Spale, a my dwie w Sosnowcu to zaczęli za sobą tęsknić. Jak wrócił to grał wtedy w BBTS i Oli też tam wtedy grała, a ja w Sopocie. Rok później Wojtek grał w Austrii to ona w Łodzi studiowała i ja też wtedy tam przeszłam. No i widzisz taki happy - endzik z tego wyszedł.
- No to już znam całą waszą historię, a twoje kluby obczaiłem na wikipedii. - zaśmiał się.
- Brawo Marian..
W tym samym czasie wrócili do nas rodzice. Spędzili u mnie jeszcze 3 dni i musieli wracać.. Na szczęście zobaczymy się w Boże Narodzenie.
*Lena*
Po zakończonym meczu 3:1 pojechali na jakąś konferencję. Po konferencji poszliśmy do hotelu zacząć się pakować, by wrócić do Dortmundu.
-Marco, spakowałeś się już?!
-Jeszcze tylko żel i te duperele.
-No okej, ale pośpiesz się, bo reszta już czeka przy recepcji.
-Luzik!
Czekając na niego zadzwoniłam do brata.
-No hej braciszku!- przywitałam się, gdy usłyszałam dźwięk odebranej słuchawki.
-No cześć siostra.
-Jak tam w tej Polsce? - zaczęłam rozmowę.
-A no wiesz jak to zimą pada śnieg...
-Geniusz! - powiedziałam sarkastycznie i zaczęliśmy się śmiać.
-Ja to wiem!
-A co tam u rodziców?- zapytałam.
No wiesz... Tata coś tam lekko choruje, ale zobaczymy jak będzie dalej, ale proszę, bądź spokojna, ok?
-Postaram się, ale jeżeli jego stan zdrowia się pogorszy od razu masz do mnie zadzwonić!
-Oczywiście, że od razu zadzwonię- zapewniał mnie.
-No ja myślę, a teraz muszę już kończyć, bo Marco skończył się pakować i musimy wyjeżdżać.
-No okej, w razie czego będę dzwonić. Trzymaj się mała! I pozdrów ode mnie Reusa, buziaki pa!
-Ty też się trzymaj i ucałuj ode mnie rodziców. Do następnego! - pożegnałam się i rozłączyłam.
Po zakończonej rozmowie pozdrowiłam Marco i zeszliśmy na dół do reszty.
Jak zwykle musieli coś odwalać, bo co to u nich za dzień bez odpałów? Pierre podrywał recepcionistkę, a Marcel ganiał Kevina, bo ten zabrał mu czapkę.
-No Kevin, idioto oddaj mi tą czapkę do jasnej cholery!- zaczął biec w naszą stronę
-Lena, Marco zabierzcie mu ją!
W mgnieniu oka przebiegł nam przed nosem.
-Ups, niestety nie zdążyliśmy. Dawaj Marcel, dasz radę! -dopingowaliśmy go.
Nagle Marcel wskoczył na plecy Kevinowi i oboje przewrócili się na podłogę. Natychmiastowo wszyscy wpadli w nieopanowany śmiech.
-Ej, Złotowłosa przez ciebie będę miał pełno siniaków! Zapłacisz mi za to!- groził Kevin Marcelowi.
-Wyluzuj, one zejdą, a za złotowłosą oberwiesz!
Mieliśmy coraz mniej czasu, więc podeszłam ich rozdzielić.
-Wstawać i ruszać te zady do autobusu, bo wszyscy już czekają! - zaczęłam ich popędzać.
Podnieśli się i w końcu mogliśmy dołączyć do ekipy. Przed nami długa droga... Boję się co oni wymyślą...
*Marco*
-Marco, co ty tu robisz? Długo tak stoisz?- zdawała masę pytań.
Na jej twarzy dostrzegłem rumieńca. Tak słodko wyglądała.
-Może byś się przywitała co?- zacząłem się śmiać.
Dała mi soczystego buziaka.
-A teraz mów jak długo tu stałeś?
-No z jakieś 10 minut będzie...
-Boże... Dobra idź do kuchni i zrób coś do picia, a ja pójdę się ogarnąć.
- Sama jesteś?
- Tak Marian zabrał Sarkę na sanki.
- Soł romantiko.
- Nie śmiej się z nich, to słodkie.
Odprowadziłem ją wzrokiem, a później wszedłem do kuchni i wyciągnąłem z lodówki sok pomarańczowy. Po chwili przyszła Lena. Podałem jej sok i usiedliśmy w salonie.
-Dzięki. Po co przyszedłeś?
-Dziś są mikołajki i miałem nadzieję, że Cię gdzieś wyciągnę. Zgadzasz się?
-No ok, a powiesz gdzie? - zaczęła marudzić, żebym jej powiedział.
-Nie! To ma być niespodzianka, a teraz ubieraj się i jedziemy.
Po drodze oczywiście nie obeszło się bez pytań... to cała Lena, bardzo ciekawska.
Po krótkim czasie dojechaliśmy na miejsce. Zabrałem ją do palmiarnii.
-Cii, nic nie mów. -poprosiłem ją, żeby milczała.
Weszliśmy do środka. Zaprowadzilem ją w przygotowane przeze mnie miejsce.
-Możesz się odezwać- uśmiechnąłem się.
-Zatkało mnie! Pięknie tu jest.
Po tych słowach dostałem buziaka w policzek. Zasiedliśmy do ładnie nakrytego stołu i zaczęliśmy jeść. W tle towarzyszyła nam spokojna i nastrojowa muzyka. Tak spędziliśmy resztę dnia.
--------------
Dziś krócej, bo lecę się pakować i podbijam Costa Brava.
Wiecie Pamiętniki z Wakacji i te sprawy :D
No to skaczemy w przód :) Marian poznał rodziców Sarki.
Jeszcze jedno.
Chciałabym serdecznie pozdrowić mojego ukochanego hejtera :* !
~Oliś!