poniedziałek, 26 maja 2014

Rozdział 27

*Sara*

Kiedy doszliśmy już ze Stanleyem do domu Mario zostały nam jeszcze ze 2-3 godzinki do treningu. Zobaczyłam go koszącego trawnik za domem bez koszulki. O essssuuu!! Jaką on ma klatę! Powoli podeszłam do niego i zakryłam mu oczy. Zwinnym ruchem obrócił mnie przodem do siebie. 
- No hej Misiu. - dałam mu całusa.
- Cześć kochanie, siemka Stanley. - pogłaskał go, a ja odpięłam smycz, żeby sobie pobiegał.
- Jedziesz ze mną?
- Tak, jest Felix?
- Jest, ale czemu już mnie zostawiasz?
- Słonko, jak skończysz to przyjdziesz.
- Ale..
- Nie ma żadnego ale. Idę do Felixa. Pilnuj Stanleya.
- Jesteśmy razem 2 dni, a ty już mi rozkazujesz... - prychnął.
- Też cię kocham. - dałam mu buziaka i skierowałam się do jego domu. Byłam tu już kilka razy, więc wiedziałam, gdzie mam iść.
- No hejka! - wbiłam mu do pokoju.
- Cześć Sarka. Czemu zostawiłaś tego dekla?
- Aa kazałam mu skończyć kosić. Gdzie masz rodziców?
- W pracy są. Ty to masz szczęście, zawsze jak przychodzisz to ich nie ma, Fabio jak przyszedł ze swoją dziewczyną tu pierwszy raz to wtedy byli. A się Kristina zestresowała... Ślicznie razem wyglądacie. - uśmiechnął się.
- Goetze ci powiedział?! - zdziwiłam się.
- Widziałem was przez okno. - wyszczerzył się, za co dostał poduszką.
- Jesteś strasznie podobny do Mariana... Dobra tylko masz nikomu o tym nie mówić! - pogroziła mu palcem.
- Dobra, dobra,... Taki tajny związek...
- Mhm... Zajmiesz się Stanleyem? Musimy niedługo jechać na trening.
- Spoko wyjdę z nim, albo pobawimy się na dworze.
- Okej, dzięki wielkie. - dostał buziaka w policzek.
- Nie podrywaj mi jej brat. Skończyłem już, idę się wykąpać. Spakujesz mnie? - do pokoju wszedł Mario.
- Pewnie.
- To ja lecę do Stanleyka. - Młody wybiegł z pomieszczenia, a ja skierowałam się za moim chłopakiem.
- Tu masz torbę, w tej szafie są rzeczy z BVB. Dziękuję.
- Nie ma za co. Idź już, bo śmierdzisz. - dostałam całusa i już go nie widziałam. Podeszłam do szafy. Dobrze, że w torbie miał już bidon i korki, bo nie potrafiłabym ich wybrać. Wyjęłam spodenki, koszulkę, getry... Po niecałych 10 minutach do pokoju wszedł Mario w samym ręczniku.
- Ojj kusisz, kusisz... - mruknęłam siedząc na łóżku, a ten tylko się zaśmiał i zaczął ubierać.
- Wszystko spakowałaś?
- Tak mi się wydaje...
- Dzięki kotek. - pocałował mnie namiętnie.
Skierowaliśmy się do jego samochodu. Jako, że mam dosyć nudnych i dziwnych dojczowych "przebojów" postanowiłam sprawdzić jakie płyty ma w schowku.
- TheWeekend, Brown, Drake, Lil, Bieber!... Serio?...
- Nie lubisz?
- NIE!
- Czepiasz się.
- Nie czepiam się!
- A u ciebie to co?! Lady Pank, happysad, Tzem...
- Dżem. - poprawiłam go.
- Trudny wyraz... Nickelback, Bon Jovi, Jackson, Beyonce, masa Timberlake czy Rihanny.
- Przecież ich lubisz...
- No lubię no. Dobra tu masz płytę Riri.
- Dzięki grubasku!
- Ej nie jestem gruby... To mięśnie!
- Tak.. Na pewno... - parsknęłam śmiechem. Włączyłam płytę i zaczęłam śpiewać na cały głos ten obok tylko się ze mnie śmiał pod nosem... Potem podczas Only Girl, aWe found love sam do mnie dołączył. 10 minut później byliśmy już pod stadionem. Wyszliśmy z mercedesa mojego chłopaka i poszliśmy w swoje strony, ja do gabinetu, a on do ośrodka treningowego za budynkiem. Trening minął szybko, później Lena poszła na dywanik do prezesa, albo Jurgena... Razem z Marjanem wróciliśmy do domu, odebraliśmy psa od Felixa, odprowadził mnie pod dom. Zauważyłam, że Lena już wróciła. Ciekawe czy anemik z nią przyjechał... Ostatnio był u nas częstym gościem. Pożegnaliśmy się i weszłam do domu.


*Lena*

*2 hours later*

Po treningu trener zawołał mnie do swojego gabinetu. Powiedziałam Sarze, żeby poczekała przed stadionem, albo pojechała z Mario. Skierowałam się do drzwi i zapukałam. Po usłyszeniu słowa "proszę" weszłam i się przywitałam.
-Dzień dobry, chciał mnie pan widzieć.
Zauważyłam siedzącego na krześle Marco.
-Tak to prawda, siadaj.
Usiadłam obok Marco.
-Zawołałem was tutaj, ponieważ potrzebujemy jakiegoś chwytu reklamowego i razem z zarządem wpadliśmy na pomysł, żeby zorganizować jakieś show.
-To bardzo dobry pomysł - powiedzieliśmy z Reusem w tym samym momencie.
-Cieszę się, że wam się podoba, a wracając do tego po co was tu przesłałem to chciałbym, żebyście to wy go poprowadzili. Zgadzacie się?
-No pewnie.
-A kiedy to ma być? - zapytałam.
-Myślę, że gdzieś po nowym roku ewentualnie przed Świętami.
-Świetnie!
-Hm, no to by było na tyle, w międzyczasie obgadamy jeszcze resztę szczegółów. Do widzenia - pożegnał się z nami uściśnięciem dłoni.
-Do widzenia.
Poszliśmy z Marco do auta. Zadzwoniłam do Sary. Od razu zaczęły się pytania typu "o co chodziło? ", "co chciał?" Itp. W końcu odpuściła, bo wiedziała, że na razie i tak niczego się nie dowie. Uff... na szczęście. Nim się obejrzałam podjechaliśmy już pod mój dom. Zaprosiłam Marco co domu. Weszłam do kuchni i zaczęłam szukać czegoś do jedzenia po szafkach. Znalazłam jakieś żelki i inne słodycze. Razem z Reusem bardzo je lubimy, ale niestety musimy trzymać tak zwaną "linię". Położyliśmy się na kanapę i włączyliśmy jakiś film.



*Kilka tygodni później...*



*Sara*

Nastał grudzień, dla innych przeklęty miesiąc jednak ja, chyba jako jedna z nielicznych osób w Dortmundzkiej drużynie uwielbiałam tą porę roku. Wszędzie jest biało, kocham śnieg! Goetze też był lekko nie w humorze. Ale cóż lajf is brutal kotku. Podczas zbiórki pod stadionem razem z Pierre, Kubą i Marcelkiem zaczęliśmy lepić bałwana. Reszta schowała się do cieplutkiego  autobusu. Jutro rozgrywamy mecz wyjazdowy z Bayernem. Jurgen poinformował nas, że pojedzie z nami fizjoterapeuta na praktykach. Od rana typ mnie denerwował... Dobrze, że zszedł mi już z oczu...
- Dobra do autobusu, bo nam zmarzniecie! - zawołał nas Sebastian.
- Luzik arbuzik kapitanie! Już jedziemy? Potrzebujemy jeszcze chwili nooo.. No bez głowy go mamy zostawić? - zapytałam, a Marcel rzucił w niego śnieżką.
- Pierre! Leć po te kamyczki z donicy przed wejściem! Zrobimy oczy i usta! - krzyknął Kuba.
- Tylko szybko! Posiada ktoś może marchewkę? - podbiegłam do wejścia pojazdu.
- Sara jak ty wyglądasz! Jesteś cała mokra, patrz na swoją kurtkę... A rękawiczki to już w ogóle! - Mario stanął w wejściu za kapitanem i przeraził się.
- O jezu Marian nie spinaj się tak, wyschną..
- Będziesz chora.
- Nie będę, ja nie choruję. Ma ktoś tą marchewkę?! - krzyknęłam do chłopaków.
- Wchodź do autobusu.
- Nie! - oberwał śnieżką.
- Kurwa!
- Też kobieta!
- Sara! Wchodź.
- Nie będziesz mi rozkazywał. - kłóciłam się dalej, ale on nic sobie z tego nie zrobił, tylko przerzucił mnie przez ramię i zaniósł na nasze miejsca.
- Teraz jeszcze czapeczkę. O świetnie! - nałożył mi ją na głowę.
- W autobusie mam mieć ją na głowie?...
- Tak, bo zmarzłaś.
- Dobra wszyscy są na miejscach? To jedziemy! - krzyknął Jurgen. - Sarka zastąpisz rzecznika prasowego. Wiemy, że masz już w tym pewne doświadczenie.
- Nie ma sprawy. - uśmiechnęłam się.
- Po co my tam w ogóle jedziemy skoro i tak to przegrają? Nigdy nie wygrają z takim klubem jak Bayern. - zapytał się Nowy z przedniego siedzenia.
- A wpierdolił ci ktoś kiedyś?! - zdenerwował się Kevin.
- Trenerze, mogę mu już przywalić? - zapytał się mój chłopak.
- Nie. - zakazał. - A ty jeśli nie przestaniesz tak gadać będziesz szedł stąd do Bawarii z buta. - trafną ripostą treneiro uciszył fizjo...
- Sara.. Saraaaa... Ej.. Obraziłaś się na mnie? To raczej ja powinienem na ciebie za ten śnieg. Mam teraz mokrą koszulkę.. Ale obraziłaś się? - zapytał Goetze ze smutną miną.
- Tak. - ucięłam.
- Ojjj Mario już po tobie, jak Sara ma focha to nic jej nie przekona. Sami się już o tym przekonaliśmy. - powiedziały Reusy siedzące kilka siedzeń przed.
- Sarka powiedz mi jak ty z nim wytrzymujesz? - zapytał mnie Schmelle wpychając głowę między nasze siedzenia.
- Jakoś.. Będzie Jenny na meczu? - zapytałam, bo ostatnio bardzo się zaprzyjaźniłyśmy.
- Będzie.
- To dobrze, ale widzisz on ma gorzej ze mną. - położyłam głowę na ramieniu Mariana.
- Zachowujecie się jak para... - stwierdził Roman.
- A tam, oni są przyjaciółmi przecież zawsze się tak zachowywali. - skwitował Kuba
- W sumie racja...
- Słoneczko już się nie denerwujesz? - pocałował mnie w czoło, a ja uśmiechnęłam się pod nosem. Kocham ten jego głos, jest taki gruby i dojrzały.
- To, że chcę spać i mi tak wygodnie i jest mi zimno nie znaczy, że się nie focham. - już nawet do mnie dotarły skutki temperatury na dworze.
- No to Grubasku musisz się wysilić na jakieś lepsze przeprosiny. Nie martw się Sarka on ma swoje "mięśnie" to cię ogrzeje! - wybuchnął śmiechem Nuri.
- Mógłby pan włączyć ogrzewanie? - Mitchell z miną zbitego pieska podszedł do kierowcy.
- Zepsuło się.
- Kurwa, ja pierdole... - piękne rodowite słowa plemienia polskiego wypłynęły z ust... Erika!
- Durm? Skąd ty znasz takie słowa? - zdziwiłam się.
- Ja go tego nauczyłem. - Kuba dumnie wypiął klatkę piersiową.
- Jęssssyyyk mi pszyyymalllzzł. - wybełkotał Jonas, którego owa część trzymała się na szybie. Chyba nie chcę wiedzieć jak do tego doszło...
- Niech się trener nie zdziwi jak będziemy mieć grypę, anginę i kurwa nie wiadomo co jeszcze. - Langerak cały czas marudził... Sorry Mitch, to nie jest Australia.
Resztę podróży przespałam. Nadal nie odzywałam się do Mario. Tylko spokojnie wyszłam z autobusu i podeszłam do recepcji, żeby wziąć kluczyk od pokoju.
- Ja z Sarą! - zaklepał mnie Mario.
- Dobra masz.. Ale poczekaj tu ze mną chwilę. - zatrzymał go Klopp.
 Zaczęłam iść w kierunku windy, ale trener kazał Stażyście zabrać moją walizkę, aż skakał ze szczęścia...
- Dobra to tutaj.
- Wejdziesz z tą walizką czy księżniczkę będą rączki boleć? - prychnął.
- Słuchaj no tu kretynie. - w mgnieniu oka obok Nowego pojawił się Goetze. - To jest kobieta, a do nich chyba należy mieć szacunek. Nie sądzisz?
- Sam nie masz do niej szacunku, olałeś ją jak tego potrzebowała. Bo co, bo jesteś jakimś marnym piłkarzyną?
- Uważaj sobie, ja mam do niej szacunek. Pomógłbym jej gdyby nie trener.
- Proszę o spokój.. Nie róbcie wiochy. - Jurgen zażegnał sytuację. Reszta Borussen i sztabu, a nawet ludzi z hotelu patrzała na tą wymianę zdań z szeroko otwartymi oczami. Panowie jeszcze przez chwilę mierzyli się wzrokiem.
- Niech trener trzyma go z daleka ode mnie, bo nie wytrzymam. - syknął, obrócił się na pięcie i wszedł do naszego pokoju.
- Wielkie dzięki, wkurwiłeś nam filar drużyny. - Kuba mruknął w stronę Nowego i "niechcący" pociągnął go z bara.
- Bardzo mi przykro, że uraziłem jego przerośnięte piłkarskie ego. - prychnął z udawanym politowaniem.
- Nie wiem kim jesteś, jak się nazywasz. Ale uważaj sobie, bo udawanie takiego cwaniaka tu nie przejdzie. - wymierzyłam w niego palcem.
- A co ty mi możesz, co? Jedyne co mi możesz to naskoczyć.
- Uważaj sobie cwaniaczku. - nagle jakby spod ziemi wyrósł Mario.
- O znowu pan "wszystko mogę, bo jestem słabym piłkarzyną" ?
- Skończcie tą wymianę zdań, bo to się zaraz źle skończy! Do pokoi! - rozkazał Żejko. Weszliśmy z Mario, on skierował się do łazienki, a ja usiadłam na łóżku.
- Uważaj jak chodzisz. - za drzwi udało się usłyszeć głos Marcela skierowany zapewne do Nowego.
- Kotuś nie lubię jak się kłócimy. - Marian usiadł obok mnie, a ja szybko się w niego wtuliłam.
- A co jak właśnie przyplącze się jakaś wywłoka i mi cie zabierze?
- Nie będzie żadnej innej, bo ja kocham tylko pewną wysoką, pyskatą i wredną siatkareczkę, która jeśli założy szpilki jest równa ze mną. Kocham jak się ze mną kłóci, jak mi dokucza, jak mnie przytula. Jest świetna w tym co robi i mam nadzieję, że do tego wróci i będę na żywo mógł jej kibicować, a nie tylko z powtórek starych meczów. Kocham cię. - podczas jego wyznania zmoczyłam mu bluzę swoimi łzami.
- Ja ciebie też. - dałam mu buziaka w policzek. 
- Chodźmy do stołówki, głodny jestem.
- Ale jest już za późno, na pewno jest pusto.
- A tam marudzisz, chodź. - gdy już doszliśmy było tam ciemno, dlatego z latarkami w telefonie weszliśmy do kuchni. Z zamrażarki wyjął lody czekoladowe, a z lodówki bitą śmietanę. Po chwili zajadaliśmy się już lodami i nawzajem wymazywaliśmy śmietaną siedząc na blacie kuchennym.
- Mmm pyszne..
- Masz tu coś.
- Gdzie?
- O tutaj! - dotknął brudnym od deseru palcem mojego noska.
- Eeeej...- zeskoczyłam i podeszłam do niego.
- Nie kochanie. - szybko przyciągnął mnie do siebie i pocałował. Po chwili usłyszeliśmy kroki, do pomieszczenia wszedł ktoś i zapalił światło.
- Mario? Sarka? - trener zdziwił się na nasz widok. - A mówiłem, że pomysł Nicolasa, żeby puszczać was bez kolacji jest zły.. - O! Nowy to Nicolas!
- Idźcie już spokojnie do pokoju.
Następnego dnia chłopcy wygrali mecz 3:1. Mario strzelił hat-tricka, którego jak później się dowiedziałam zadedykował mnie. Utarł tym nosa Stażyście... Jak się dowiedziałam to właśnie Goetze jako bohater meczu
będzie razem ze mną i Jurgenem na konferencji. Szybko wziął prysznic i dołączył do nas. Pod stołem złapał mnie za rękę. Byliśmy głodni, więc w międzyczasie napisałam do Miley, żeby przyniósł nam coś do jedzenia. Kilka minut później, gdy Mario odpowiadał na pytanie jak czuje się po tym, że strzelił 3 bramki rywalowi o miejsce lidera, Rojsu wbił za "ścianki reklamowej" i podał nam trzy lody na patyku.
- Ja już się ulatniam. Gratulacje młody! - poklepał go po ramieniu.
- Dzięki. Masz chciałaś jeść. - podał mi loda. - To dla trenera i dla mnie. Mogą państwo mówić dalej. My tylko sobie skończymy jeść.
Odpowiedzieliśmy na kilka pytań i mogliśmy już się zwijać, bo zostały pytania dla Bayernu.


---------

Lekka obsuwa, ale przepraszamy no. 
Wiecie oceny końcowe itd. Trzeba się 
przyłożyć jak się chce jechać do Barcelony.

A i dodałyśmy dwie nowe zakładki, prosimy o zostawienie 
tam informacji co do informowania :)

Jeszcze jedna rzecz wiedzcie, że to opowiadanie 
piszą 2 osoby. 2 różne style. I nie zdziwcie się jeśli
najwięcej jest Sary, bo to tutaj tak jakby ona jest bardziej 
główną bohaterką. Koniec gadania. Narka koparka! 
~ Oliś

Jeśli przeczytałeś zostaw komentarz. To motywuje :)

10 komentarzy:

  1. Stazysta mnie wkurza Mario kochany :* Stazysta mnie wkurza Sara mistrz cietej riposty :D Stazysta mnie wkurza a najlepszy jest Jonas :D

    OdpowiedzUsuń
  2. To opowiadanie jest genialne,

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział :D

    Hahaah

    Sara jest moim MISZCZEM!
    Ale jako, że mój ideał to Reus to już sie nie mogę doczekac co to za show?
    Mario koszący trawnik! O JEZUS MARIA padłam <3

    Zapraszam do siebie na kolejny rozdział: http://pamietnikzdortmundu.blogspot.com/

    Oraz na prolog nowego:http://kochac-nie-znaczy-miec.blogspot.com/

    Buziaki:**

    OdpowiedzUsuń
  4. masz talent <3 ... dobrze, że znalazłam to opowiadanie ;)
    Olaa

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie zdziwie sie jak to bedzie Uriarte. Bo Skra i Borussia to te same barwy. Gratulacje. Świetny rozdział :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Boże kocham!!! <3
    Rozdział świetny i dużo Sary. I like it :D
    Pozdrawiam i czekam na następny :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Serdecznie zapraszam na epilog http://boobojeczujemytosamo.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  9. Bieddny Olis nie wytrzymuje?! ojojoj bardzo przykro....to jest twardość nastolatki....zakochanej

    OdpowiedzUsuń
  10. Serdecznie zapraszam na kolejny rozdział ;)
    http://still-loving9.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń