piątek, 25 lipca 2014

Rozdział 30

*Lena* 

26.12.2013 r.

Wróciliśmy z Polski. Wczoraj dzwonił Jurgen i mówił, że jak wszyscy będą już w Dortmundzie to zaczniemy kręcić te show. Bardzo się z tego cieszę, ponieważ lubię próbować nowych rzeczy. Nie mogę się już doczekać. O 16 wszyscy zebraliśmy się na hali. Prawdopodobnie należy do sekcji piłki ręcznej BVB. Na dzisiejszy dzień zmieniła się jednak w studio. Reżyser i cala ekipa nagrywająca zaczęli tłumaczyć jak to będzie wyglądać. Scenariusze dostaliśmy już przed świętami, więc wszystko ogarniamy. Nie ukrywam, że mam lekką tremę, ale dam radę. Czekam już tylko na to, aż usłyszę słowo "akcja". No i się zaczęło...

*3 days later*

Siedzimy właśnie u Reusa i czekamy na rozpoczęcie programu. Wszyscy jesteśmy ciekawi jak to wyszło. Oczywiście nie obeszło się bez zaopatrzenia. Jakieś słodycze i coś do picia musi być.

 -Ej, uwaga! Zaczyna się! - oznajmił nam Hummels.
Jako pierwsi wyszliśmy ja i Marco, bo byliśmy prowadzącymi. Odbyło się duże przywitanie i zapoznanie drużyn. Oczywiście Marco musiał mi się wtedy wciąć...
- Drużyna numer 1! "I są mocni" - zdziwiłam się. Taa już chyba wiem kto to wymyślił..
- Ja chcę! -wydarł się.
- Mieliśmy trzymać się planu...
- Trudno! Serio myślisz, że Sara przestanie mi dogryzać i nie będzie się kłócić co do wyników? A Mario nie będzie oszukiwał?
- Ej no! - wspomniane osoby z wyrzutem krzyknęły w naszą stronę.
Zgodnie z jego prośbą przedstawił drużynę pierwszą, w której skład wchodzili Sara, Mats, Jenny, Łukasz i Kuba. I druga "Kolorowe Lamy" czyli Mario, Cathy, Agata, Marcel i Auba.
*
- Konkurencja numer 2! Prosimy o podejście do nas Sarę i Mario. Proszę macie tutaj po skakance. Musicie na niej skakać. Haha... Tylko jest małe utrudnienie! Jak widzicie Sven poukładał nam na ziemi obręcze. Sven pomachaj wszystkim do kamery! Okej, musicie skakać tak, żeby no wiecie.. Trzeba wskoczyć do każdego kółeczka! I wrócić tyłem! Powodzenia, bo jest ich dokładnie 26. - tłumaczył Reus.
- Tego się nie da zrobić! Jakim cudem Sara jest w połowie? - denerwował się Mario, który zaliczył glebę przy 3 skoku. - Ty mi dajesz do pary taką siatkarkę? No weź!
- Goetze podnoś się i skacz, a nie! Ja już wracam, a ty narzekasz...
- No już już...
- Skończyłam!! Dobra Marian stój..
- Mamy zwyciężczynię! I są mocni wyrównują i mamy 1:1.
- Kim jesteś? - krzyknął Kuba.
- Jestem zwycięzcą! 
*
- Powoli nasze show dobiega końca! Lena, przedstaw nam wyniki.
- A więc... mamy remis! 4:4. Nadszedł czas na ostatnią, decydującą konkurencję, a mianowicie.... proszę o podkład! W tym momencie Marco wziął obok leżący bębenek i zaczął w nie tłuc przy uszach Leny.
-Marco, chcesz żebym ogłuchła?!
-Ależ nie, przepraszam.
-A wracając... tą ostatnią konkurencją są żabki!
-Prosimy o ustawienie się drużyn w rządku z odstępami, żeby można było skakać.
-Do pokonania macie ten oto odcinek. Ale pamiętajcie, jeśli ktoś się przewróci to odpada! Oczywiście wygrywa ta drużyna, której członek pierwszy przekroczy linię mety. A teraz Marco, wiem że uwielbiasz to robić, więc naciśnij ten klakson, kiedy usłyszysz liczbę 3. Uwaga 1... - nie dokończyła, bo klakson już zabrzmiał. - Mówiłam, że jak usłyszysz 3!
- No przepraszam, ale wiesz jak ja to lubię robić...
- Jeny Rudy! Ogarnij się ! - krzyknęli Sara i Marcel, którzy już wystartowali.
- Te Sarna! Nie denerwuj się tak.
- Ej cicho i miejmy to już za sobą! - próbowałam ich uciszyć.
Prawidłowo powtórzyliśmy czynność i ruszyli! Jako pierwszy wywalił się Auba, bo wpadł na Kubę. Potem Cathy podłożyła nogę Matsowi, ale się zaplątali i oboje się wyrżnęli. Później wszyscy po kolei, aż zostali tylko Sara, Mario i Łukasz. Zaczęli podstawiać sobie tak zwane "haki", ale o dziwo wszyscy mocno się trzymali. W końcu Marianowi udało się przewrócić Sarę, tylko niestety efekt był odwrotny i leżała na nim.
- No idiotoo! Przez ciebie przegrałam nooo!!!
- Sarka wasza drużyna wygrała. Piszczu właśnie przekroczył linię mety. - zaczęli się śmiać.
-Wygrywa drużyna i są mocni! Gratulujemy! Teraz przejdźmy do uroczystego wręczenia nagród.
- Tsss lamusy przegrały!!
*
- Ej... Wiecie co? Nawet fajnie to wyszło! - stwierdził Marcel.
- Taa, a ty się bałeś jak twoja fryzura wyjdzie. - Sara wybuchnęła śmiechem. Co spowodowało bitwę na poduszki pomiędzy tą dwójką.


 *Sara*

30.12.2013 r.

Nasze "show" wyszło nam świetnie! Dzisiaj wszyscy mamy spotkanie podsumowujące półrocze złączone ze świątecznym i noworocznym. A ten zarząd obrotny jest! 
Razem z Mario stwierdziliśmy, że pójdziemy na nie razem. Ubrałam się w zwykłą czarną sukienkę. Usłyszałam jak mój chłopak parkuje samochód na podjeździe, dlatego nałożyłam swoje ulubione szpilki, a baleriny wzięłam do ręki, aby potem schować je do auta. Przywitałam się z piłkarzem długim całusem. Zawieźliśmy tylko Stanleya do Felixa i udaliśmy się w stronę miejsca imprezy. Troszkę wykorzystujemy młodego, ale cóż życie, a on nadal twierdzi, że uwielbia Stanleya. 
- Ej Mario, głodna jestem... - szepnęłam mu, gdy prezes wypowiadał formułkę.
- No i co ja ci teraz poradzę?
- Jak to co? Tak z przyczajki wyjdziemy i skubniemy trochę tych słodyczy ze stołu.
- No dobra. Tylko cicho..
- Wiadomo! Ej Kevin posuń się.
- Gdzie idziecie?
- Po jedzenie.
- Idę z wami.
- Okej, tylko ciii!
- Nie powinniście słuchać przemowy prezesa? - nagle odezwał się Nowy.
- A co się to interesuje? - warknął Mario.
- Nic, ale może dowiecie się w końcu nędzne piłkarzyny jak wygrać z potęgą z Bawarii?
- Idziemy.
- E Sara! Weź mi też coś. - powiedział Marcel.
- Spoko, chodźmy. - powoli skradaliśmy się do stołów. Tam zaczęliśmy pakować po kieszeniach cukierki. Gdy już wracaliśmy Kevin musiał kichnąć, Marian i ja zdążyliśmy szybko kucnąć tak, żeby nie było nas widać, ale wszystkie oczy zwróciły się w stronę obrońcy. 
- Na zdrowie Kevin..
- Ależ dziękuję panie prezesie. - usiedliśmy z powrotem na swoich miejscach i zaczęliśmy dzielić się cukierkami. Po kilku minutach nastąpiła tak zwana atrakcja wieczoru. Taaa atrakcje to będziecie mieć jak każdy z nas będzie napruty... Nie bardzo zadowolił nas fakt, gdy na scenie zaczęli rozstawiać się członkowie orkiestry. Zaczęłam przysypiać na ramieniu Mario, ale kiedy usłyszałam pierwsze dźwięki melodii od razu się wyprostowałam.
- Michael! - pisnęłam zachwycona. Tak każdy tutaj chyba już odczuł moją miłość do tego zmarłego artysty. Zaczęłam sobie podśpiewywać piosenkę, a ci obok tylko się ze mnie śmiali. Niestety po godzinie się skończyło, wszyscy udaliśmy się do stołów. Przy naszym siedziało małżeństwo Schmelzer, Cathy z Matsem i Stażysta. Nie wiem co w głowie mieli ludzie, gdy to układali. 
- O! Widzę jest i moja ulubienica!
- Nie podlizuj się frajerze.

- Ejj Włodarczyk oglądałem te wasze polskie wypociny siatkarskie, bo o piłkarskich już nie mówię - w tym momencie nasze trio ze stolika obok zaczęło przysłuchiwać się naszej konwersacji - i powiem ci jedno.. Ta twoja kontuzja nic im nie dała... Nadal grają tak samo... Tak nie dla Polaczków sport.
- Ahh to takie interesujące, że aż wcale.. - odpowiedziałam popijając wino z kieliszka. 
- Ej, a ty nędzny piłkarzyno! Wypróbowałeś naszą panią psycholog? Ja nie wiem co się w tym waszym pokoju działo...
- Przeginasz idioto. - syknął Mario, a ja spokojnie wstałam, wyjęłam
z wiaderka szampana, rozejrzałam się dookoła i spotkałam zdziwione i wystraszone spojrzenia innych, powoli podeszłam do tego debila. Po chwili woda i kostki lodu spływały z głowy Stażysty.
- Pojebało cię?! - zerwał się jak oparzony. 
- Nie można być bardziej zjebanym niż ty kolego. - odpowiedziałam i jak gdyby nigdy nic, wróciłam na swoje miejsce. 
- Wychodzę stąd. Nie wytrzymam już tutaj dłużej.
- Bye bye! Nikt nie będzie tęsknił. - pomachał mu Marcel. Zdenerwowany Nowy chciał już wyjść, ale drogę zagrodzili mu Kuba, Łukasz, Robert i Mario. 
- A to tak na drogę. - i każdy z nich przywalił mu pięścią. 
- Żaden szmaciarz nie będzie wyśmiewał naszego kraju. 
- Do zobaczenia! - chłopaki mu pomachali, a on jak strzała wybiegł z pomieszczenia. 
- Marian idziemy tańczyć! - pociągnęłam go za sobą słysząc pierwsze nuty piosenki Timberlake'a .
- Powiem ci kochanie, że nie spodziewałem się, że zachowasz taki spokój. - zaczął, kiedy poruszaliśmy się na parkiecie.
- No tak, bo ty to od razu mu w mordę dałeś. - zaśmiałam się.
- Wiesz... No po prostu się zdenerwowałem.
- Kocham Cię takiego jakim jesteś. - powiedziałam i namiętnie go pocałowałam.
- Wszyscy się dowiedzieli.
- Pieprzyć ich. - zarzuciłam mu ręce na kark i kontynuowaliśmy czynność. W tle słuchać było gwizdy i krzyki chłopaków. Po kilku minutach wróciliśmy do stolika.
- Od kiedy? - walnęła Jenny.
- 30 października. - odpowiedział jej Mario.
- Wiedziałem! - krzyknął Mats. 
- Gratulacje! 
Impreza trwała w najlepsze, około 4 nogi nas tak bolały, że usiedliśmy przy stole i zaczęliśmy grać w karty.
- Ej Sarka masz coś do picia? - podszedł do mnie Mitch.
- A picie ma coś do mnie?! Pozdro600 Langerak. - taa moja inteligencja po alkoholu lekko się zmienia... 


-----------------
Pozdrawiamy po przerwie! 
Przepraszaamy, ale byłyśmy na obozie i nie mogłyśmy nic dodać.
Z tego miejsca chciałabym serdecznie
 podziękować Klaudii, która pomagała mi w kłótni ze Stażystą! 
Zapraszam też na jej bloga! 

wtorek, 1 lipca 2014

Rozdział 29

*Lena* 

Już za 2 dni Święta Bożego Narodzenia. Razem z Marco dostaliśmy zaproszenie od moich rodziców, żebyśmy spędzili je u nich w Polsce. Oczywiście z przyjemnością się zgodziliśmy. Walizki mieliśmy już prawie spakowane, bo dzisiaj wyjeżdżamy. Zadzwoniłam jeszcze do mamy, aby zapytać się czy czegoś nie przywieźć. Jak to ona powiedziała, że nie, że nie potrzeba. Jeśli tak twierdzi to kłócić się nie będę. Przypomniałam sobie, że muszę jeszcze spakować sukienkę i dodatki na ten wyjątkowy wieczór. Wybrałam niebieską, ponieważ w tym kolorze czuję się najlepiej. W końcu dopięłam walizkę. Marco też już był gotowy, więc mogliśmy wyjeżdżać. Zamknęliśmy dom i wsiedliśmy do samochodu. Cieszyłam się, że w końcu, po długim czasie odwiedzę moją ojczyznę i rodzinę. Umówiłam się z Reusem, że w połowie drogi ja będę kierować, żeby on mógł odpocząć.

*Kilka godzin później* 

Wreszcie po długiej podróży dotarliśmy na miejsce. Zaparkowaliśmy samochód, wyciągnęliśmy walizki i weszliśmy do domu. Od progu było czuć świetne zapachy. 
-Cześć wam!- przywitałam się. 
-Witajcie!- mama wyłoniła się z kuchni.
Zaczęliśmy się wszyscy witać i przytulać. 
-Pokój macie już przygotowany, więc idźcie się rozpakować- oznajmiła nam mama. 
Zrobiliśmy to co kazała, a potem zeszliśmy z powrotem do niej do kuchni. 
-Pomóc ci w czymś?- zapytałam.
-Tak, możesz obtoczyć karpia w panierce i włożyć do lodówki.
-Już się robi! 
W tym czasie Marco robił coś tam z moim tatą. 
-Widzę, że tata czuje się już lepiej.
-Tak, to prawda. Jestem z tego powodu bardzo szczęśliwa. 
-To świetnie. 
Połowę dnia spędziłyśmy w kuchni. Na szczęście wieczorem zostało trochę czasu, więc wyciągnęłam Reusa na spacer po Warszawskich ulicach. Idąc gadaliśmy o różnych rzeczach. Wspominaliśmy swoje dzieciństwo przy czym bardzo się śmialiśmy. O 22 wróciliśmy do domu. Światła były pogaszone, więc nie chcąc budzić rodziców włączyliśmy latarkę w telefonie i po cichu doszliśmy do pokoju. Wykąpaliśmy się i poszliśmy spać, bo jutro czeka nas kolejny pracowity dzień. 

*Sara*

Kocham Święta. Nie tylko dlatego, że są prezenty. Chociaż wiadomo, ja bardzo lubię je dostawać. Ale zjeżdża się rodzinka, która porozrzucana jest po całym kraju. Tu siostra mamy z Zielonej Góry z mężem i synem. Brat taty z Poznania i wiele innych. Teraz stoję przed domem Mario żegnając się. Szczerze? Nie wiedziałam, że aż tak bardzo można się do kogoś przywiązać. Tak strasznie go kocham i nie chce się z nim
rozstawać.
- Masz zadzwonić od razu jak dojedziesz!
- Zadzwonię. Muszę już jechać jeśli chcę zdążyć na Wigilię. Kocham cię. Pa! - ostatni raz mnie pocałował, a ja wsiadłam do Benia, w którym zapięty w legowisku leżał Stanley.
Droga, cóż do najkrótszych nie należała, ale przy kilku postojach oraz kilku(nastu) kawach i Redbullach - Reklamy by ZetBe9 - po godzinie 19 udało mi się dotrwać do Andrychowa! Na podwórku pod dużym białym domem z numerem 64 stało już kilka samochodów. Wyjęłam swoją walizkę, wypuściłam psa i po cichu weszłam do domu. Z salonu słychać było głosy całej rodziny. Jako pierwszy wbiegł Stanley wywołując zdziwienie wśród obecnych, a po nim ja.
- Hej hej, witam wszystkich moich fanów obecnie tu zebranych!
- Córcia! Już myślałem, że nie przyjedziesz. - przytuliłam tatę.
- Ja bym nie dała rady? Ja? - przywitałam się ze wszystkimi, posiedzieliśmy jeszcze trochę razem i każdy rozszedł się do swojego pokoju. Wchodząc do mojego starego królestwa przypomniałam sobie te dziecięce lata. Plakaty porozwieszane na ścianach Timberlake! Skowrońska!. Kiedyś marzyłam o tym, żeby ją dotknąć. A teraz? Grałam z nią w reprezentacji, utrzymuję z nią kontakt! Telewizor, na którym śledziło się większość siatkarskich pojedynków. Regały pełne książek Podeszłam do balkonu i zerknęłam na podwórko i okolice. Od razu nasunęło mi się wiele wspomnień z dzieciństwa. Okolica cóż powiedzieć.. Osiedle jednorodzinnych domków. Dom duży, ogród - oczko w głowie mamy -  zadbany. Ale co innego można się spodziewać po posesji pani chirurg i pana żołnierza... Położyłam się do dużego miękkiego łóżka i po chwili już odpłynęłam... Rano obudziłam się dosyć późno.. No co chyba trzeba odespać tą podróż? Podeszłam do szafki, w której były rozpakowane ubrania z walizki wybrałam bluzkę i zwykłe szare legginsy. Ubrana zeszłam do kuchni, w której urzędowała mama z ciocią Honoratą.
- Obiad czy śniadanie? - ze śmiechem powitała mnie moja rodzicielka.
- Poczekaj... - zaczęłam analizować za i przeciw. Jest 14:45. Obiad jest zawsze ok. 16. Nie zgłodnieje do tego momentu.. - Zaczekam na obiad! Gdzie Wojtek i Oliwka?
- Wyszli ze Stanleyem na spacer.
- A Patryk i wujek Sławek?
- Odśnieżają razem z tatą przed domem.
- Aaaa pomóc wam w czymś? W ogóle! To o której jest kolacja?
- Czego ty tu nam nie zepsujesz... Znając twoje umiejętności kulinarne to nakryj lepiej do stołu. O 19 wszyscy będą.
- Dzięki za wiarę mamo.. Wszyscy to znaczy?
- Przyjadą jeszcze dziadkowie.
- A racja! To ja zabieram się do pracy.
Dzień minął mi na pomaganiu w pracach domowych. O godzinie 18 zaczęłam szykować się na kolację wigilijną. Nałożyłam na siebie sukienkę kupioną w H&M w Dortmundzie z Oli oraz moje ulubione szpilki, lepiej nie pytać o ich cenę..
Po kolacji, przy której ja i tak zjadłam same krokiety z barszczem... Uwielbiam krokiety mojej mamy! Przyszedł czas na składanie życzeń. Pamiętam jak w dzieciństwie wręcz nienawidziłam tej czynności. Teraz było troszkę łatwiej...Oczywiście standard skierowany do mnie : "szczęścia z tym piłkarzem", "powrotu do siatkówki" i "dużo hajsu od Dojczów" dzięki Patryś tobie też!
- Żebyś tylko w kolejnym sezonie nie wyjebał się tyle razy i nie przyjebał o bandę, bo ja siedzę w tych Niemczech i tylko się martwię... Muszę kiedyś Mariana zabrać na żużel do Zielonej! A i żebyś znalazł sobie wreszcie jakąś dziewczynę!
- Dzięki Sarka!
- Dobra możecie już otwierać prezenty.
Podbiegłam pod choinkę i jak małe dziecko zaczęłam rozdawać prezenty wszystkim obecnym. Wzbogaciłam się o nowe perfumy, biżuterię, książki. A razem z Wojtkiem dostaliśmy świetne sweterki !
- I jak wyglądam?
- Dobrze, dobrze... A ja?
- Też niczego sobie! Dawaj robimy zdjęcie i leci na fejsa! To będzie hit.
- Tak Wojtas zapewne...
- Patrz! Karollo też ma sweterek!
- Pfff .. WłodiTwinsy mają lepsze! Ej dodałeś już? To odłóż ten telefon, bo cały czas na nim tylko wisisz...
Może nie jestem, aż tak religijna, żeby co tydzień chodzić do kościoła,bo nie mam też na to czasu, ale podczas Świąt zawsze jesteśmy na pasterce. Do domu wróciliśmy przed drugą, od razu każdy rozszedł się do swoich pokoi. W nocy poczułam jak materac się ugina. Pewnie Stanley znowu wparował mi do łóżka.. Ale on taki ciężki?
- Stanley.. Spierdalaj. - wymruczałam z głową w poduszce.
- Stanley śpi w salonie przy kominku.
- Aha okej... Goetze!? - pisnęłam i po chwili leżałam na nim.
- Ciszej, bo wszystkich pobudzisz. Też się cieszę, że cię widzę kotek. - wyszczerzył się.
- Ale ty , tu . Dortmund? Jak?
- W Niemczech świętuje się tylko Wigilię, więc zaliczyłem spotkanie rodzinne i wsiadłem w samolot. Pomógł mi z tym Wojtek, który cały czas był ze mną w kontakcie.
- A to dlatego z tym telefonem tak chodził.
- Pewnie tak, a teraz chyba jesteś śpiąca, więc zejdź ze mnie i grzecznie pójdziemy spać.
- No dobra... - zeszłam z jego wygodnej klatki piersiowej i położyłam się obok, on przytulił mnie do siebie mocno i pocałował w włosy. Czując bijące od niego ciepło szybko zasnęłam. Obudziliśmy się po 9, to i tak wcześnie jak na mnie. Goetze poleciał szybko wziąć prysznic, a ja powoli zaczęłam szykować sobie ubrania. Po 15 minutach ubrana zapukałam do łazienki i słysząc twierdzącą odpowiedź weszłam. 
- Muszą być idealne skoro mam poznać twoją rodzinę do końca. - wyjaśnił mi widząc moje zdziwione spojrzenie.
- Zawsze są idealne kotek. - dałam mu buziaka.
- Ej Sarka... Bo ja się trochę cykam...
- Nie bój się, masz szczęście, że przyjechałeś dziś nie wczoraj, bo dziadkowie i ciotki pojechali. Zostali tylko rodzice, których znasz. Idziesz ze mną, czy zostajesz w tej łazience? 
- Ah tak tak już. 
Zeszliśmy do jadalni, w której siedzieli już wszyscy. przywitaliśmy się i usiedliśmy przy stole. 
-Wojtek podaj mi sałatkę. Puść jom. Powiedziałam puść jom. - zacytowałam kultowy tekst jednego z polskich seriali"kryminalnych".
- Mam bilingi z telefonu ofiary.
- A pamiętasz co robiłeś w poniedziałek o 14?
- Nie.
- Nie? To ja ci przypomnę!
- Wtorek, godzina 13, komenda przy pomorskiej.
- Sarka, Wojtek! Chodźcie tu! Mam już wyniki z laboratorium. - do naszej zabawy dołączyła narzeczona brata. Biedny Mario nie rozumiał o co chodzi, na szczęście tata dzielnie mu to tłumaczył.
- Nie uwierzycie kogo odciski znalazłam na nożu.
- Brata szwagra żony przyrodniego brata ofiary?
- Wojtek pilnuj go.
- Twoi koledzy byli bardziej rozmowni.
- Cholera telefon na kartę!
- Dobra dzieciaki! Marcin Baranowicz pseudonim "Kat", został skazany na 15 lat więzienia za porwanie, dilerstwo i próbę zabójstwa. Smacznego! - grę zakończyła mama. 
Reszta dni minęła nam w dosyć luźnej i miłej atmosferze. 

--------------

Pozdro600 od opalonej hiszpańskim Słońcem Oliś :)