piątek, 25 lipca 2014

Rozdział 30

*Lena* 

26.12.2013 r.

Wróciliśmy z Polski. Wczoraj dzwonił Jurgen i mówił, że jak wszyscy będą już w Dortmundzie to zaczniemy kręcić te show. Bardzo się z tego cieszę, ponieważ lubię próbować nowych rzeczy. Nie mogę się już doczekać. O 16 wszyscy zebraliśmy się na hali. Prawdopodobnie należy do sekcji piłki ręcznej BVB. Na dzisiejszy dzień zmieniła się jednak w studio. Reżyser i cala ekipa nagrywająca zaczęli tłumaczyć jak to będzie wyglądać. Scenariusze dostaliśmy już przed świętami, więc wszystko ogarniamy. Nie ukrywam, że mam lekką tremę, ale dam radę. Czekam już tylko na to, aż usłyszę słowo "akcja". No i się zaczęło...

*3 days later*

Siedzimy właśnie u Reusa i czekamy na rozpoczęcie programu. Wszyscy jesteśmy ciekawi jak to wyszło. Oczywiście nie obeszło się bez zaopatrzenia. Jakieś słodycze i coś do picia musi być.

 -Ej, uwaga! Zaczyna się! - oznajmił nam Hummels.
Jako pierwsi wyszliśmy ja i Marco, bo byliśmy prowadzącymi. Odbyło się duże przywitanie i zapoznanie drużyn. Oczywiście Marco musiał mi się wtedy wciąć...
- Drużyna numer 1! "I są mocni" - zdziwiłam się. Taa już chyba wiem kto to wymyślił..
- Ja chcę! -wydarł się.
- Mieliśmy trzymać się planu...
- Trudno! Serio myślisz, że Sara przestanie mi dogryzać i nie będzie się kłócić co do wyników? A Mario nie będzie oszukiwał?
- Ej no! - wspomniane osoby z wyrzutem krzyknęły w naszą stronę.
Zgodnie z jego prośbą przedstawił drużynę pierwszą, w której skład wchodzili Sara, Mats, Jenny, Łukasz i Kuba. I druga "Kolorowe Lamy" czyli Mario, Cathy, Agata, Marcel i Auba.
*
- Konkurencja numer 2! Prosimy o podejście do nas Sarę i Mario. Proszę macie tutaj po skakance. Musicie na niej skakać. Haha... Tylko jest małe utrudnienie! Jak widzicie Sven poukładał nam na ziemi obręcze. Sven pomachaj wszystkim do kamery! Okej, musicie skakać tak, żeby no wiecie.. Trzeba wskoczyć do każdego kółeczka! I wrócić tyłem! Powodzenia, bo jest ich dokładnie 26. - tłumaczył Reus.
- Tego się nie da zrobić! Jakim cudem Sara jest w połowie? - denerwował się Mario, który zaliczył glebę przy 3 skoku. - Ty mi dajesz do pary taką siatkarkę? No weź!
- Goetze podnoś się i skacz, a nie! Ja już wracam, a ty narzekasz...
- No już już...
- Skończyłam!! Dobra Marian stój..
- Mamy zwyciężczynię! I są mocni wyrównują i mamy 1:1.
- Kim jesteś? - krzyknął Kuba.
- Jestem zwycięzcą! 
*
- Powoli nasze show dobiega końca! Lena, przedstaw nam wyniki.
- A więc... mamy remis! 4:4. Nadszedł czas na ostatnią, decydującą konkurencję, a mianowicie.... proszę o podkład! W tym momencie Marco wziął obok leżący bębenek i zaczął w nie tłuc przy uszach Leny.
-Marco, chcesz żebym ogłuchła?!
-Ależ nie, przepraszam.
-A wracając... tą ostatnią konkurencją są żabki!
-Prosimy o ustawienie się drużyn w rządku z odstępami, żeby można było skakać.
-Do pokonania macie ten oto odcinek. Ale pamiętajcie, jeśli ktoś się przewróci to odpada! Oczywiście wygrywa ta drużyna, której członek pierwszy przekroczy linię mety. A teraz Marco, wiem że uwielbiasz to robić, więc naciśnij ten klakson, kiedy usłyszysz liczbę 3. Uwaga 1... - nie dokończyła, bo klakson już zabrzmiał. - Mówiłam, że jak usłyszysz 3!
- No przepraszam, ale wiesz jak ja to lubię robić...
- Jeny Rudy! Ogarnij się ! - krzyknęli Sara i Marcel, którzy już wystartowali.
- Te Sarna! Nie denerwuj się tak.
- Ej cicho i miejmy to już za sobą! - próbowałam ich uciszyć.
Prawidłowo powtórzyliśmy czynność i ruszyli! Jako pierwszy wywalił się Auba, bo wpadł na Kubę. Potem Cathy podłożyła nogę Matsowi, ale się zaplątali i oboje się wyrżnęli. Później wszyscy po kolei, aż zostali tylko Sara, Mario i Łukasz. Zaczęli podstawiać sobie tak zwane "haki", ale o dziwo wszyscy mocno się trzymali. W końcu Marianowi udało się przewrócić Sarę, tylko niestety efekt był odwrotny i leżała na nim.
- No idiotoo! Przez ciebie przegrałam nooo!!!
- Sarka wasza drużyna wygrała. Piszczu właśnie przekroczył linię mety. - zaczęli się śmiać.
-Wygrywa drużyna i są mocni! Gratulujemy! Teraz przejdźmy do uroczystego wręczenia nagród.
- Tsss lamusy przegrały!!
*
- Ej... Wiecie co? Nawet fajnie to wyszło! - stwierdził Marcel.
- Taa, a ty się bałeś jak twoja fryzura wyjdzie. - Sara wybuchnęła śmiechem. Co spowodowało bitwę na poduszki pomiędzy tą dwójką.


 *Sara*

30.12.2013 r.

Nasze "show" wyszło nam świetnie! Dzisiaj wszyscy mamy spotkanie podsumowujące półrocze złączone ze świątecznym i noworocznym. A ten zarząd obrotny jest! 
Razem z Mario stwierdziliśmy, że pójdziemy na nie razem. Ubrałam się w zwykłą czarną sukienkę. Usłyszałam jak mój chłopak parkuje samochód na podjeździe, dlatego nałożyłam swoje ulubione szpilki, a baleriny wzięłam do ręki, aby potem schować je do auta. Przywitałam się z piłkarzem długim całusem. Zawieźliśmy tylko Stanleya do Felixa i udaliśmy się w stronę miejsca imprezy. Troszkę wykorzystujemy młodego, ale cóż życie, a on nadal twierdzi, że uwielbia Stanleya. 
- Ej Mario, głodna jestem... - szepnęłam mu, gdy prezes wypowiadał formułkę.
- No i co ja ci teraz poradzę?
- Jak to co? Tak z przyczajki wyjdziemy i skubniemy trochę tych słodyczy ze stołu.
- No dobra. Tylko cicho..
- Wiadomo! Ej Kevin posuń się.
- Gdzie idziecie?
- Po jedzenie.
- Idę z wami.
- Okej, tylko ciii!
- Nie powinniście słuchać przemowy prezesa? - nagle odezwał się Nowy.
- A co się to interesuje? - warknął Mario.
- Nic, ale może dowiecie się w końcu nędzne piłkarzyny jak wygrać z potęgą z Bawarii?
- Idziemy.
- E Sara! Weź mi też coś. - powiedział Marcel.
- Spoko, chodźmy. - powoli skradaliśmy się do stołów. Tam zaczęliśmy pakować po kieszeniach cukierki. Gdy już wracaliśmy Kevin musiał kichnąć, Marian i ja zdążyliśmy szybko kucnąć tak, żeby nie było nas widać, ale wszystkie oczy zwróciły się w stronę obrońcy. 
- Na zdrowie Kevin..
- Ależ dziękuję panie prezesie. - usiedliśmy z powrotem na swoich miejscach i zaczęliśmy dzielić się cukierkami. Po kilku minutach nastąpiła tak zwana atrakcja wieczoru. Taaa atrakcje to będziecie mieć jak każdy z nas będzie napruty... Nie bardzo zadowolił nas fakt, gdy na scenie zaczęli rozstawiać się członkowie orkiestry. Zaczęłam przysypiać na ramieniu Mario, ale kiedy usłyszałam pierwsze dźwięki melodii od razu się wyprostowałam.
- Michael! - pisnęłam zachwycona. Tak każdy tutaj chyba już odczuł moją miłość do tego zmarłego artysty. Zaczęłam sobie podśpiewywać piosenkę, a ci obok tylko się ze mnie śmiali. Niestety po godzinie się skończyło, wszyscy udaliśmy się do stołów. Przy naszym siedziało małżeństwo Schmelzer, Cathy z Matsem i Stażysta. Nie wiem co w głowie mieli ludzie, gdy to układali. 
- O! Widzę jest i moja ulubienica!
- Nie podlizuj się frajerze.

- Ejj Włodarczyk oglądałem te wasze polskie wypociny siatkarskie, bo o piłkarskich już nie mówię - w tym momencie nasze trio ze stolika obok zaczęło przysłuchiwać się naszej konwersacji - i powiem ci jedno.. Ta twoja kontuzja nic im nie dała... Nadal grają tak samo... Tak nie dla Polaczków sport.
- Ahh to takie interesujące, że aż wcale.. - odpowiedziałam popijając wino z kieliszka. 
- Ej, a ty nędzny piłkarzyno! Wypróbowałeś naszą panią psycholog? Ja nie wiem co się w tym waszym pokoju działo...
- Przeginasz idioto. - syknął Mario, a ja spokojnie wstałam, wyjęłam
z wiaderka szampana, rozejrzałam się dookoła i spotkałam zdziwione i wystraszone spojrzenia innych, powoli podeszłam do tego debila. Po chwili woda i kostki lodu spływały z głowy Stażysty.
- Pojebało cię?! - zerwał się jak oparzony. 
- Nie można być bardziej zjebanym niż ty kolego. - odpowiedziałam i jak gdyby nigdy nic, wróciłam na swoje miejsce. 
- Wychodzę stąd. Nie wytrzymam już tutaj dłużej.
- Bye bye! Nikt nie będzie tęsknił. - pomachał mu Marcel. Zdenerwowany Nowy chciał już wyjść, ale drogę zagrodzili mu Kuba, Łukasz, Robert i Mario. 
- A to tak na drogę. - i każdy z nich przywalił mu pięścią. 
- Żaden szmaciarz nie będzie wyśmiewał naszego kraju. 
- Do zobaczenia! - chłopaki mu pomachali, a on jak strzała wybiegł z pomieszczenia. 
- Marian idziemy tańczyć! - pociągnęłam go za sobą słysząc pierwsze nuty piosenki Timberlake'a .
- Powiem ci kochanie, że nie spodziewałem się, że zachowasz taki spokój. - zaczął, kiedy poruszaliśmy się na parkiecie.
- No tak, bo ty to od razu mu w mordę dałeś. - zaśmiałam się.
- Wiesz... No po prostu się zdenerwowałem.
- Kocham Cię takiego jakim jesteś. - powiedziałam i namiętnie go pocałowałam.
- Wszyscy się dowiedzieli.
- Pieprzyć ich. - zarzuciłam mu ręce na kark i kontynuowaliśmy czynność. W tle słuchać było gwizdy i krzyki chłopaków. Po kilku minutach wróciliśmy do stolika.
- Od kiedy? - walnęła Jenny.
- 30 października. - odpowiedział jej Mario.
- Wiedziałem! - krzyknął Mats. 
- Gratulacje! 
Impreza trwała w najlepsze, około 4 nogi nas tak bolały, że usiedliśmy przy stole i zaczęliśmy grać w karty.
- Ej Sarka masz coś do picia? - podszedł do mnie Mitch.
- A picie ma coś do mnie?! Pozdro600 Langerak. - taa moja inteligencja po alkoholu lekko się zmienia... 


-----------------
Pozdrawiamy po przerwie! 
Przepraszaamy, ale byłyśmy na obozie i nie mogłyśmy nic dodać.
Z tego miejsca chciałabym serdecznie
 podziękować Klaudii, która pomagała mi w kłótni ze Stażystą! 
Zapraszam też na jej bloga! 

wtorek, 1 lipca 2014

Rozdział 29

*Lena* 

Już za 2 dni Święta Bożego Narodzenia. Razem z Marco dostaliśmy zaproszenie od moich rodziców, żebyśmy spędzili je u nich w Polsce. Oczywiście z przyjemnością się zgodziliśmy. Walizki mieliśmy już prawie spakowane, bo dzisiaj wyjeżdżamy. Zadzwoniłam jeszcze do mamy, aby zapytać się czy czegoś nie przywieźć. Jak to ona powiedziała, że nie, że nie potrzeba. Jeśli tak twierdzi to kłócić się nie będę. Przypomniałam sobie, że muszę jeszcze spakować sukienkę i dodatki na ten wyjątkowy wieczór. Wybrałam niebieską, ponieważ w tym kolorze czuję się najlepiej. W końcu dopięłam walizkę. Marco też już był gotowy, więc mogliśmy wyjeżdżać. Zamknęliśmy dom i wsiedliśmy do samochodu. Cieszyłam się, że w końcu, po długim czasie odwiedzę moją ojczyznę i rodzinę. Umówiłam się z Reusem, że w połowie drogi ja będę kierować, żeby on mógł odpocząć.

*Kilka godzin później* 

Wreszcie po długiej podróży dotarliśmy na miejsce. Zaparkowaliśmy samochód, wyciągnęliśmy walizki i weszliśmy do domu. Od progu było czuć świetne zapachy. 
-Cześć wam!- przywitałam się. 
-Witajcie!- mama wyłoniła się z kuchni.
Zaczęliśmy się wszyscy witać i przytulać. 
-Pokój macie już przygotowany, więc idźcie się rozpakować- oznajmiła nam mama. 
Zrobiliśmy to co kazała, a potem zeszliśmy z powrotem do niej do kuchni. 
-Pomóc ci w czymś?- zapytałam.
-Tak, możesz obtoczyć karpia w panierce i włożyć do lodówki.
-Już się robi! 
W tym czasie Marco robił coś tam z moim tatą. 
-Widzę, że tata czuje się już lepiej.
-Tak, to prawda. Jestem z tego powodu bardzo szczęśliwa. 
-To świetnie. 
Połowę dnia spędziłyśmy w kuchni. Na szczęście wieczorem zostało trochę czasu, więc wyciągnęłam Reusa na spacer po Warszawskich ulicach. Idąc gadaliśmy o różnych rzeczach. Wspominaliśmy swoje dzieciństwo przy czym bardzo się śmialiśmy. O 22 wróciliśmy do domu. Światła były pogaszone, więc nie chcąc budzić rodziców włączyliśmy latarkę w telefonie i po cichu doszliśmy do pokoju. Wykąpaliśmy się i poszliśmy spać, bo jutro czeka nas kolejny pracowity dzień. 

*Sara*

Kocham Święta. Nie tylko dlatego, że są prezenty. Chociaż wiadomo, ja bardzo lubię je dostawać. Ale zjeżdża się rodzinka, która porozrzucana jest po całym kraju. Tu siostra mamy z Zielonej Góry z mężem i synem. Brat taty z Poznania i wiele innych. Teraz stoję przed domem Mario żegnając się. Szczerze? Nie wiedziałam, że aż tak bardzo można się do kogoś przywiązać. Tak strasznie go kocham i nie chce się z nim
rozstawać.
- Masz zadzwonić od razu jak dojedziesz!
- Zadzwonię. Muszę już jechać jeśli chcę zdążyć na Wigilię. Kocham cię. Pa! - ostatni raz mnie pocałował, a ja wsiadłam do Benia, w którym zapięty w legowisku leżał Stanley.
Droga, cóż do najkrótszych nie należała, ale przy kilku postojach oraz kilku(nastu) kawach i Redbullach - Reklamy by ZetBe9 - po godzinie 19 udało mi się dotrwać do Andrychowa! Na podwórku pod dużym białym domem z numerem 64 stało już kilka samochodów. Wyjęłam swoją walizkę, wypuściłam psa i po cichu weszłam do domu. Z salonu słychać było głosy całej rodziny. Jako pierwszy wbiegł Stanley wywołując zdziwienie wśród obecnych, a po nim ja.
- Hej hej, witam wszystkich moich fanów obecnie tu zebranych!
- Córcia! Już myślałem, że nie przyjedziesz. - przytuliłam tatę.
- Ja bym nie dała rady? Ja? - przywitałam się ze wszystkimi, posiedzieliśmy jeszcze trochę razem i każdy rozszedł się do swojego pokoju. Wchodząc do mojego starego królestwa przypomniałam sobie te dziecięce lata. Plakaty porozwieszane na ścianach Timberlake! Skowrońska!. Kiedyś marzyłam o tym, żeby ją dotknąć. A teraz? Grałam z nią w reprezentacji, utrzymuję z nią kontakt! Telewizor, na którym śledziło się większość siatkarskich pojedynków. Regały pełne książek Podeszłam do balkonu i zerknęłam na podwórko i okolice. Od razu nasunęło mi się wiele wspomnień z dzieciństwa. Okolica cóż powiedzieć.. Osiedle jednorodzinnych domków. Dom duży, ogród - oczko w głowie mamy -  zadbany. Ale co innego można się spodziewać po posesji pani chirurg i pana żołnierza... Położyłam się do dużego miękkiego łóżka i po chwili już odpłynęłam... Rano obudziłam się dosyć późno.. No co chyba trzeba odespać tą podróż? Podeszłam do szafki, w której były rozpakowane ubrania z walizki wybrałam bluzkę i zwykłe szare legginsy. Ubrana zeszłam do kuchni, w której urzędowała mama z ciocią Honoratą.
- Obiad czy śniadanie? - ze śmiechem powitała mnie moja rodzicielka.
- Poczekaj... - zaczęłam analizować za i przeciw. Jest 14:45. Obiad jest zawsze ok. 16. Nie zgłodnieje do tego momentu.. - Zaczekam na obiad! Gdzie Wojtek i Oliwka?
- Wyszli ze Stanleyem na spacer.
- A Patryk i wujek Sławek?
- Odśnieżają razem z tatą przed domem.
- Aaaa pomóc wam w czymś? W ogóle! To o której jest kolacja?
- Czego ty tu nam nie zepsujesz... Znając twoje umiejętności kulinarne to nakryj lepiej do stołu. O 19 wszyscy będą.
- Dzięki za wiarę mamo.. Wszyscy to znaczy?
- Przyjadą jeszcze dziadkowie.
- A racja! To ja zabieram się do pracy.
Dzień minął mi na pomaganiu w pracach domowych. O godzinie 18 zaczęłam szykować się na kolację wigilijną. Nałożyłam na siebie sukienkę kupioną w H&M w Dortmundzie z Oli oraz moje ulubione szpilki, lepiej nie pytać o ich cenę..
Po kolacji, przy której ja i tak zjadłam same krokiety z barszczem... Uwielbiam krokiety mojej mamy! Przyszedł czas na składanie życzeń. Pamiętam jak w dzieciństwie wręcz nienawidziłam tej czynności. Teraz było troszkę łatwiej...Oczywiście standard skierowany do mnie : "szczęścia z tym piłkarzem", "powrotu do siatkówki" i "dużo hajsu od Dojczów" dzięki Patryś tobie też!
- Żebyś tylko w kolejnym sezonie nie wyjebał się tyle razy i nie przyjebał o bandę, bo ja siedzę w tych Niemczech i tylko się martwię... Muszę kiedyś Mariana zabrać na żużel do Zielonej! A i żebyś znalazł sobie wreszcie jakąś dziewczynę!
- Dzięki Sarka!
- Dobra możecie już otwierać prezenty.
Podbiegłam pod choinkę i jak małe dziecko zaczęłam rozdawać prezenty wszystkim obecnym. Wzbogaciłam się o nowe perfumy, biżuterię, książki. A razem z Wojtkiem dostaliśmy świetne sweterki !
- I jak wyglądam?
- Dobrze, dobrze... A ja?
- Też niczego sobie! Dawaj robimy zdjęcie i leci na fejsa! To będzie hit.
- Tak Wojtas zapewne...
- Patrz! Karollo też ma sweterek!
- Pfff .. WłodiTwinsy mają lepsze! Ej dodałeś już? To odłóż ten telefon, bo cały czas na nim tylko wisisz...
Może nie jestem, aż tak religijna, żeby co tydzień chodzić do kościoła,bo nie mam też na to czasu, ale podczas Świąt zawsze jesteśmy na pasterce. Do domu wróciliśmy przed drugą, od razu każdy rozszedł się do swoich pokoi. W nocy poczułam jak materac się ugina. Pewnie Stanley znowu wparował mi do łóżka.. Ale on taki ciężki?
- Stanley.. Spierdalaj. - wymruczałam z głową w poduszce.
- Stanley śpi w salonie przy kominku.
- Aha okej... Goetze!? - pisnęłam i po chwili leżałam na nim.
- Ciszej, bo wszystkich pobudzisz. Też się cieszę, że cię widzę kotek. - wyszczerzył się.
- Ale ty , tu . Dortmund? Jak?
- W Niemczech świętuje się tylko Wigilię, więc zaliczyłem spotkanie rodzinne i wsiadłem w samolot. Pomógł mi z tym Wojtek, który cały czas był ze mną w kontakcie.
- A to dlatego z tym telefonem tak chodził.
- Pewnie tak, a teraz chyba jesteś śpiąca, więc zejdź ze mnie i grzecznie pójdziemy spać.
- No dobra... - zeszłam z jego wygodnej klatki piersiowej i położyłam się obok, on przytulił mnie do siebie mocno i pocałował w włosy. Czując bijące od niego ciepło szybko zasnęłam. Obudziliśmy się po 9, to i tak wcześnie jak na mnie. Goetze poleciał szybko wziąć prysznic, a ja powoli zaczęłam szykować sobie ubrania. Po 15 minutach ubrana zapukałam do łazienki i słysząc twierdzącą odpowiedź weszłam. 
- Muszą być idealne skoro mam poznać twoją rodzinę do końca. - wyjaśnił mi widząc moje zdziwione spojrzenie.
- Zawsze są idealne kotek. - dałam mu buziaka.
- Ej Sarka... Bo ja się trochę cykam...
- Nie bój się, masz szczęście, że przyjechałeś dziś nie wczoraj, bo dziadkowie i ciotki pojechali. Zostali tylko rodzice, których znasz. Idziesz ze mną, czy zostajesz w tej łazience? 
- Ah tak tak już. 
Zeszliśmy do jadalni, w której siedzieli już wszyscy. przywitaliśmy się i usiedliśmy przy stole. 
-Wojtek podaj mi sałatkę. Puść jom. Powiedziałam puść jom. - zacytowałam kultowy tekst jednego z polskich seriali"kryminalnych".
- Mam bilingi z telefonu ofiary.
- A pamiętasz co robiłeś w poniedziałek o 14?
- Nie.
- Nie? To ja ci przypomnę!
- Wtorek, godzina 13, komenda przy pomorskiej.
- Sarka, Wojtek! Chodźcie tu! Mam już wyniki z laboratorium. - do naszej zabawy dołączyła narzeczona brata. Biedny Mario nie rozumiał o co chodzi, na szczęście tata dzielnie mu to tłumaczył.
- Nie uwierzycie kogo odciski znalazłam na nożu.
- Brata szwagra żony przyrodniego brata ofiary?
- Wojtek pilnuj go.
- Twoi koledzy byli bardziej rozmowni.
- Cholera telefon na kartę!
- Dobra dzieciaki! Marcin Baranowicz pseudonim "Kat", został skazany na 15 lat więzienia za porwanie, dilerstwo i próbę zabójstwa. Smacznego! - grę zakończyła mama. 
Reszta dni minęła nam w dosyć luźnej i miłej atmosferze. 

--------------

Pozdro600 od opalonej hiszpańskim Słońcem Oliś :)

środa, 11 czerwca 2014

Rozdział 28


*Sara*

Polecam włączyć do czytania. 

Wszyscy bardzo cieszyliśmy się z wygranego meczu i w świetnych humorach wróciliśmy do Dortmundu. Dzisiejszy dzień spędziliśmy na sankach. Tak, Mario zabrał nas na wielką górkę za miastem,żeby tam spędzić mikołajki. Następnego dnia,gdy się obudziłam Goetze był już w kuchni. Mieliśmy cały dom dla siebie, bo Lena wybyła do Rudego. Założyłam krótkie spodenki i koszulkę, po czym udałam się do mojego chłopaka. Stał przy kuchence i robił jajecznicę. Taa jedno z nielicznych posiłków, które oboje potrafimy  przygotować...
- Hej hej! - dałam mu buziaka i usiadłam przy stole przyglądając się jego poczynaniom.
- Cześć śliczna. Proszę, smacznego. - podał mi talerz ze śniadaniem. W spokoju zjedliśmy posiłek. Tak, to u nas jest możliwe! Ale tylko na chwilę... Kiedy oboje wstaliśmy, aby włożyć naczynia do zmywarki przyszedł mi do głowy pomysł. Szybko wyciągnęłam z szafki mąkę i nasypałam mu na głowę. Tylko ja mogę brudzić i psuć jego piękną fryzurę.
- O ty! Tak się bawimy? - teraz to on posypał mi twarz i ubranie. - Ej no..  - znowu oberwał mąką. Chciał mi oddać, ale przerwał mu dzwonek do drzwi.
- Kogo niesie tak wcześnie? - Mario poszedł otworzyć, a ja otrzepałam się z białego puchu.
- Kochanie kto to?! - podeszłam do drzwi i powiem szczerze, że takiego widoku się nie spodziewałam... - Mama? Tata?
- I my!! - zza pleców moich rodziców wychylili się Wojtek i Oliwka.
- Yyy.. Heeej. Co wy tu robicie? - poczułam jak moje policzki robią się całe różowe, a Goetze stał obok i śmiał się ze mnie. - Wejdźcie.- zaprowadziłam ich do salonu. - Przypominam ci misiu, że ty też jesteś tylko w spodenkach i podkoszulce. - szepnęłam mu na ucho. - To my pójdziemy się ubrać. Wojtek zrób rodzicom coś do picia.
Wyszliśmy się przebrać, po chwili zeszłam  i usiadłam na fotelu w salonie
- Co was sprowadza, aż do Niemiec?
- Przyjechaliśmy odwiedzić córkę, bo dostaliśmy wolne. Nie cieszysz się?
- Bardzo się cieszę. Nawet nie wiecie jak tęskniłam. - podeszłam do taty i mocno się do niego przytuliłam.
- A ten młodzieniec to kto?
- Mamo, tato to jest Mario mój chłopak. I w tym momencie musicie przerzucić się na angielski.
- Bardzo mi miło. - Goetze przywitał się z nimi. No to oficjalna część już za nami...Reszta czasu minęła nam na rozmowie typu jak się poznaliśmy, ile jesteśmy razem i inne.
- Dobra kotek, ja muszę się już zbierać na trening, wrócę za kółka godzin. A ty dziś nie idziesz?
- Mam wolne!
- Takiej to dobrze, a może chcę pan razem z Wojtkiem ze mną?
- A nie będzie to problem?
- Żaden. To co idziemy? - uśmiechnął się.
- Ej Wojtuń ! Zrób sobie z chłopakami zdjęcia to ci może fejm wzrośnie, bo tyle co ja nie dasz rady nigdy mieć! Na instagrama wrzucisz! - krzyknęłam do brata, który był już w korytarzu.
- A idź ty mendo...
- To my zrobimy może obiad, a potem wyjdziemy na zakupy, albo spacer. - zaproponowała Oli.
Mężczyźni wyszli, a my udałyśmy się do kuchni w celu przygotowania posiłku. Wybór padł na makaron ze szpinakiem. Wypuściłam Stanleya na dwór i skończyłam przygotowywać posiłek z moją przyjaciółką i rodzicielką. Zadzwoniłam do Wojtka i kazałam przekazać Mario, że wszyscy spotkamy się w dotmundzkiej galerii. Pojechałyśmy tam Beniem i zaczęłyśmy szał
zakupowy. Takim właśnie sposobem z moich ulubionych sklepów wyszłam z 3 parami spodni, butami, 2 bluzkami i sukienką, Któreś z tych ubrań przyda mi się podczas Świąt. Siedziałyśmy właśnie w kawiarni jedząc deser, gdy dołączyli do nas nasi mężczyźni. Rodzice stwierdzili, że pójdą jeszcze do jednego sklepu i zostawili nas samych. To brzmi tak śmiesznie jakbyśmy nadal byli tacy młodzi.. Chłopaki opowiedzieli co było na treningu, braciszek pokazał mi zdjęcia, które cyknął sobie z drużyną.
- No to jutro pójdziemy sobie na meczyk. - zaproponowałam.
- To świetnie!
- Eej.. Oli, a pamiętasz jak grałyśmy w plażówkę?
- Nie wiesz. Nie pamiętam jak to jest być mistrzynią Europy i Świata do lat 18...
- To ty też grałaś? - zdziwił się Mario.
- Tak. Tylko przez kontuzję po ostatnich mistrzostwach przerwałam i niestety nie mogłam wrócić. No i takim to sposobem jestem teraz studentką medycyny. - wyjaśniła.
- A długo się znacie?
- My to od dzieciństwa. Nasi rodzice się przyjaźnią. No i w sumie takim sposobem gołąbeczki są razem. Tylko wiesz, on zarywał do niej już w 3 gimnazjum, ona go zlewała, potem grał w Spale, a my dwie w Sosnowcu to zaczęli za sobą tęsknić. Jak wrócił to grał wtedy w BBTS i Oli też tam wtedy grała, a ja w Sopocie. Rok później Wojtek grał w Austrii to ona w Łodzi studiowała i ja też wtedy tam przeszłam. No i widzisz taki happy - endzik z tego wyszedł.
- No to już znam całą waszą historię, a twoje kluby obczaiłem na wikipedii. - zaśmiał się.
- Brawo Marian..
W tym samym czasie wrócili do nas rodzice. Spędzili u mnie jeszcze 3 dni i musieli wracać.. Na szczęście zobaczymy się w Boże Narodzenie.

*Lena*

Po zakończonym meczu 3:1 pojechali na jakąś konferencję. Po konferencji poszliśmy do hotelu zacząć się pakować, by wrócić do Dortmundu.
-Marco, spakowałeś się już?!
-Jeszcze tylko żel i te duperele.
-No okej, ale pośpiesz się, bo reszta już czeka przy recepcji.
-Luzik!
Czekając na niego zadzwoniłam do brata.
-No hej braciszku!- przywitałam się, gdy usłyszałam dźwięk odebranej słuchawki.
-No cześć siostra.
-Jak tam w tej Polsce? - zaczęłam rozmowę.
-A no wiesz jak to zimą pada śnieg...
-Geniusz! - powiedziałam sarkastycznie i zaczęliśmy się śmiać.
-Ja to wiem!
-A co tam u rodziców?- zapytałam.
No wiesz... Tata coś tam lekko choruje, ale zobaczymy jak będzie dalej, ale proszę, bądź spokojna, ok?
-Postaram się, ale jeżeli jego stan zdrowia się pogorszy od razu masz do mnie zadzwonić!
-Oczywiście, że od razu zadzwonię- zapewniał mnie.
-No ja myślę, a teraz muszę już kończyć, bo Marco skończył się pakować i musimy wyjeżdżać.
-No okej, w razie czego będę dzwonić. Trzymaj się mała! I pozdrów ode mnie Reusa, buziaki pa!
-Ty też się trzymaj i ucałuj ode mnie rodziców. Do następnego! - pożegnałam się i rozłączyłam.
Po zakończonej rozmowie pozdrowiłam Marco i zeszliśmy na dół do reszty.
Jak zwykle musieli  coś odwalać, bo co to u nich za dzień bez odpałów? Pierre podrywał recepcionistkę, a Marcel ganiał Kevina, bo ten zabrał mu czapkę.
-No Kevin, idioto oddaj mi tą czapkę do jasnej cholery!- zaczął biec w naszą stronę
-Lena, Marco zabierzcie mu ją!
W mgnieniu oka przebiegł nam przed nosem.
-Ups, niestety nie zdążyliśmy. Dawaj Marcel, dasz radę! -dopingowaliśmy go.
Nagle Marcel wskoczył na plecy Kevinowi i oboje przewrócili się na podłogę. Natychmiastowo wszyscy wpadli w nieopanowany śmiech.
-Ej, Złotowłosa przez ciebie będę miał pełno siniaków! Zapłacisz mi za to!- groził Kevin Marcelowi.
-Wyluzuj, one zejdą, a za złotowłosą oberwiesz!
Mieliśmy coraz mniej czasu, więc podeszłam ich rozdzielić.
-Wstawać i ruszać te zady do autobusu, bo wszyscy już czekają! - zaczęłam ich popędzać.
Podnieśli się i w końcu mogliśmy dołączyć do ekipy. Przed nami długa droga... Boję się co oni wymyślą...

*Marco*

Dziś są Mikołajki. Miałem zamiar gdzieś zabrać Lene, więc postanowiłem do niej zadzwonić. Niestety po wielu próbach nie odebrała, dlatego zabrałem potrzebne rzeczy i pojechałem zobaczyć co u niej. Zapukałem do drzwi, ale nikt nie otwierał Słyszałem dźwięki głośnej muzyki. Nacisnęłem na klamkę i wszedłem do środka. Na środku pokoju zobaczyłem tańczącą Lene. Wyglądało to komicznie, a zarazem seksownie. Stałem tak chyba z 10 minut, aż w końcu Lena na mnie wpadła. Od razu wyłączyła pilotem muzykę.
-Marco, co ty tu robisz? Długo tak stoisz?- zdawała masę pytań.
Na jej twarzy dostrzegłem rumieńca. Tak słodko wyglądała.
-Może byś się przywitała co?- zacząłem się śmiać.
Dała mi soczystego buziaka.
-A teraz mów jak długo tu stałeś?
-No z jakieś 10  minut będzie...
-Boże... Dobra idź do kuchni i zrób coś do picia, a ja pójdę się ogarnąć.
- Sama jesteś? 
- Tak Marian zabrał Sarkę na sanki.
- Soł romantiko. 
- Nie śmiej się z nich, to słodkie.
Odprowadziłem ją wzrokiem, a później wszedłem do kuchni i wyciągnąłem z lodówki sok pomarańczowy. Po chwili przyszła Lena. Podałem jej sok i usiedliśmy w salonie.
-Dzięki. Po co przyszedłeś?
-Dziś są mikołajki i miałem nadzieję, że Cię gdzieś wyciągnę. Zgadzasz się?
-No ok, a powiesz gdzie? - zaczęła marudzić, żebym jej powiedział.
-Nie! To ma być niespodzianka, a teraz ubieraj się i jedziemy.
Po drodze oczywiście nie obeszło się bez pytań... to cała Lena, bardzo ciekawska.
Po krótkim czasie dojechaliśmy na miejsce. Zabrałem ją do palmiarnii.
-Cii, nic nie mów. -poprosiłem ją, żeby milczała.
Weszliśmy do środka. Zaprowadzilem ją w przygotowane przeze mnie miejsce.
-Możesz się odezwać- uśmiechnąłem się.
-Zatkało mnie! Pięknie tu jest.
Po tych słowach dostałem buziaka w policzek. Zasiedliśmy do ładnie nakrytego stołu i zaczęliśmy jeść. W tle towarzyszyła nam spokojna i nastrojowa muzyka. Tak spędziliśmy resztę dnia.

--------------
Dziś krócej, bo lecę się pakować i podbijam Costa Brava. 
Wiecie Pamiętniki z Wakacji i te sprawy :D 
No to skaczemy w przód :) Marian poznał rodziców Sarki.
Jeszcze jedno. 
Chciałabym serdecznie pozdrowić mojego ukochanego hejtera :* !
~Oliś! 


poniedziałek, 26 maja 2014

Rozdział 27

*Sara*

Kiedy doszliśmy już ze Stanleyem do domu Mario zostały nam jeszcze ze 2-3 godzinki do treningu. Zobaczyłam go koszącego trawnik za domem bez koszulki. O essssuuu!! Jaką on ma klatę! Powoli podeszłam do niego i zakryłam mu oczy. Zwinnym ruchem obrócił mnie przodem do siebie. 
- No hej Misiu. - dałam mu całusa.
- Cześć kochanie, siemka Stanley. - pogłaskał go, a ja odpięłam smycz, żeby sobie pobiegał.
- Jedziesz ze mną?
- Tak, jest Felix?
- Jest, ale czemu już mnie zostawiasz?
- Słonko, jak skończysz to przyjdziesz.
- Ale..
- Nie ma żadnego ale. Idę do Felixa. Pilnuj Stanleya.
- Jesteśmy razem 2 dni, a ty już mi rozkazujesz... - prychnął.
- Też cię kocham. - dałam mu buziaka i skierowałam się do jego domu. Byłam tu już kilka razy, więc wiedziałam, gdzie mam iść.
- No hejka! - wbiłam mu do pokoju.
- Cześć Sarka. Czemu zostawiłaś tego dekla?
- Aa kazałam mu skończyć kosić. Gdzie masz rodziców?
- W pracy są. Ty to masz szczęście, zawsze jak przychodzisz to ich nie ma, Fabio jak przyszedł ze swoją dziewczyną tu pierwszy raz to wtedy byli. A się Kristina zestresowała... Ślicznie razem wyglądacie. - uśmiechnął się.
- Goetze ci powiedział?! - zdziwiłam się.
- Widziałem was przez okno. - wyszczerzył się, za co dostał poduszką.
- Jesteś strasznie podobny do Mariana... Dobra tylko masz nikomu o tym nie mówić! - pogroziła mu palcem.
- Dobra, dobra,... Taki tajny związek...
- Mhm... Zajmiesz się Stanleyem? Musimy niedługo jechać na trening.
- Spoko wyjdę z nim, albo pobawimy się na dworze.
- Okej, dzięki wielkie. - dostał buziaka w policzek.
- Nie podrywaj mi jej brat. Skończyłem już, idę się wykąpać. Spakujesz mnie? - do pokoju wszedł Mario.
- Pewnie.
- To ja lecę do Stanleyka. - Młody wybiegł z pomieszczenia, a ja skierowałam się za moim chłopakiem.
- Tu masz torbę, w tej szafie są rzeczy z BVB. Dziękuję.
- Nie ma za co. Idź już, bo śmierdzisz. - dostałam całusa i już go nie widziałam. Podeszłam do szafy. Dobrze, że w torbie miał już bidon i korki, bo nie potrafiłabym ich wybrać. Wyjęłam spodenki, koszulkę, getry... Po niecałych 10 minutach do pokoju wszedł Mario w samym ręczniku.
- Ojj kusisz, kusisz... - mruknęłam siedząc na łóżku, a ten tylko się zaśmiał i zaczął ubierać.
- Wszystko spakowałaś?
- Tak mi się wydaje...
- Dzięki kotek. - pocałował mnie namiętnie.
Skierowaliśmy się do jego samochodu. Jako, że mam dosyć nudnych i dziwnych dojczowych "przebojów" postanowiłam sprawdzić jakie płyty ma w schowku.
- TheWeekend, Brown, Drake, Lil, Bieber!... Serio?...
- Nie lubisz?
- NIE!
- Czepiasz się.
- Nie czepiam się!
- A u ciebie to co?! Lady Pank, happysad, Tzem...
- Dżem. - poprawiłam go.
- Trudny wyraz... Nickelback, Bon Jovi, Jackson, Beyonce, masa Timberlake czy Rihanny.
- Przecież ich lubisz...
- No lubię no. Dobra tu masz płytę Riri.
- Dzięki grubasku!
- Ej nie jestem gruby... To mięśnie!
- Tak.. Na pewno... - parsknęłam śmiechem. Włączyłam płytę i zaczęłam śpiewać na cały głos ten obok tylko się ze mnie śmiał pod nosem... Potem podczas Only Girl, aWe found love sam do mnie dołączył. 10 minut później byliśmy już pod stadionem. Wyszliśmy z mercedesa mojego chłopaka i poszliśmy w swoje strony, ja do gabinetu, a on do ośrodka treningowego za budynkiem. Trening minął szybko, później Lena poszła na dywanik do prezesa, albo Jurgena... Razem z Marjanem wróciliśmy do domu, odebraliśmy psa od Felixa, odprowadził mnie pod dom. Zauważyłam, że Lena już wróciła. Ciekawe czy anemik z nią przyjechał... Ostatnio był u nas częstym gościem. Pożegnaliśmy się i weszłam do domu.


*Lena*

*2 hours later*

Po treningu trener zawołał mnie do swojego gabinetu. Powiedziałam Sarze, żeby poczekała przed stadionem, albo pojechała z Mario. Skierowałam się do drzwi i zapukałam. Po usłyszeniu słowa "proszę" weszłam i się przywitałam.
-Dzień dobry, chciał mnie pan widzieć.
Zauważyłam siedzącego na krześle Marco.
-Tak to prawda, siadaj.
Usiadłam obok Marco.
-Zawołałem was tutaj, ponieważ potrzebujemy jakiegoś chwytu reklamowego i razem z zarządem wpadliśmy na pomysł, żeby zorganizować jakieś show.
-To bardzo dobry pomysł - powiedzieliśmy z Reusem w tym samym momencie.
-Cieszę się, że wam się podoba, a wracając do tego po co was tu przesłałem to chciałbym, żebyście to wy go poprowadzili. Zgadzacie się?
-No pewnie.
-A kiedy to ma być? - zapytałam.
-Myślę, że gdzieś po nowym roku ewentualnie przed Świętami.
-Świetnie!
-Hm, no to by było na tyle, w międzyczasie obgadamy jeszcze resztę szczegółów. Do widzenia - pożegnał się z nami uściśnięciem dłoni.
-Do widzenia.
Poszliśmy z Marco do auta. Zadzwoniłam do Sary. Od razu zaczęły się pytania typu "o co chodziło? ", "co chciał?" Itp. W końcu odpuściła, bo wiedziała, że na razie i tak niczego się nie dowie. Uff... na szczęście. Nim się obejrzałam podjechaliśmy już pod mój dom. Zaprosiłam Marco co domu. Weszłam do kuchni i zaczęłam szukać czegoś do jedzenia po szafkach. Znalazłam jakieś żelki i inne słodycze. Razem z Reusem bardzo je lubimy, ale niestety musimy trzymać tak zwaną "linię". Położyliśmy się na kanapę i włączyliśmy jakiś film.



*Kilka tygodni później...*



*Sara*

Nastał grudzień, dla innych przeklęty miesiąc jednak ja, chyba jako jedna z nielicznych osób w Dortmundzkiej drużynie uwielbiałam tą porę roku. Wszędzie jest biało, kocham śnieg! Goetze też był lekko nie w humorze. Ale cóż lajf is brutal kotku. Podczas zbiórki pod stadionem razem z Pierre, Kubą i Marcelkiem zaczęliśmy lepić bałwana. Reszta schowała się do cieplutkiego  autobusu. Jutro rozgrywamy mecz wyjazdowy z Bayernem. Jurgen poinformował nas, że pojedzie z nami fizjoterapeuta na praktykach. Od rana typ mnie denerwował... Dobrze, że zszedł mi już z oczu...
- Dobra do autobusu, bo nam zmarzniecie! - zawołał nas Sebastian.
- Luzik arbuzik kapitanie! Już jedziemy? Potrzebujemy jeszcze chwili nooo.. No bez głowy go mamy zostawić? - zapytałam, a Marcel rzucił w niego śnieżką.
- Pierre! Leć po te kamyczki z donicy przed wejściem! Zrobimy oczy i usta! - krzyknął Kuba.
- Tylko szybko! Posiada ktoś może marchewkę? - podbiegłam do wejścia pojazdu.
- Sara jak ty wyglądasz! Jesteś cała mokra, patrz na swoją kurtkę... A rękawiczki to już w ogóle! - Mario stanął w wejściu za kapitanem i przeraził się.
- O jezu Marian nie spinaj się tak, wyschną..
- Będziesz chora.
- Nie będę, ja nie choruję. Ma ktoś tą marchewkę?! - krzyknęłam do chłopaków.
- Wchodź do autobusu.
- Nie! - oberwał śnieżką.
- Kurwa!
- Też kobieta!
- Sara! Wchodź.
- Nie będziesz mi rozkazywał. - kłóciłam się dalej, ale on nic sobie z tego nie zrobił, tylko przerzucił mnie przez ramię i zaniósł na nasze miejsca.
- Teraz jeszcze czapeczkę. O świetnie! - nałożył mi ją na głowę.
- W autobusie mam mieć ją na głowie?...
- Tak, bo zmarzłaś.
- Dobra wszyscy są na miejscach? To jedziemy! - krzyknął Jurgen. - Sarka zastąpisz rzecznika prasowego. Wiemy, że masz już w tym pewne doświadczenie.
- Nie ma sprawy. - uśmiechnęłam się.
- Po co my tam w ogóle jedziemy skoro i tak to przegrają? Nigdy nie wygrają z takim klubem jak Bayern. - zapytał się Nowy z przedniego siedzenia.
- A wpierdolił ci ktoś kiedyś?! - zdenerwował się Kevin.
- Trenerze, mogę mu już przywalić? - zapytał się mój chłopak.
- Nie. - zakazał. - A ty jeśli nie przestaniesz tak gadać będziesz szedł stąd do Bawarii z buta. - trafną ripostą treneiro uciszył fizjo...
- Sara.. Saraaaa... Ej.. Obraziłaś się na mnie? To raczej ja powinienem na ciebie za ten śnieg. Mam teraz mokrą koszulkę.. Ale obraziłaś się? - zapytał Goetze ze smutną miną.
- Tak. - ucięłam.
- Ojjj Mario już po tobie, jak Sara ma focha to nic jej nie przekona. Sami się już o tym przekonaliśmy. - powiedziały Reusy siedzące kilka siedzeń przed.
- Sarka powiedz mi jak ty z nim wytrzymujesz? - zapytał mnie Schmelle wpychając głowę między nasze siedzenia.
- Jakoś.. Będzie Jenny na meczu? - zapytałam, bo ostatnio bardzo się zaprzyjaźniłyśmy.
- Będzie.
- To dobrze, ale widzisz on ma gorzej ze mną. - położyłam głowę na ramieniu Mariana.
- Zachowujecie się jak para... - stwierdził Roman.
- A tam, oni są przyjaciółmi przecież zawsze się tak zachowywali. - skwitował Kuba
- W sumie racja...
- Słoneczko już się nie denerwujesz? - pocałował mnie w czoło, a ja uśmiechnęłam się pod nosem. Kocham ten jego głos, jest taki gruby i dojrzały.
- To, że chcę spać i mi tak wygodnie i jest mi zimno nie znaczy, że się nie focham. - już nawet do mnie dotarły skutki temperatury na dworze.
- No to Grubasku musisz się wysilić na jakieś lepsze przeprosiny. Nie martw się Sarka on ma swoje "mięśnie" to cię ogrzeje! - wybuchnął śmiechem Nuri.
- Mógłby pan włączyć ogrzewanie? - Mitchell z miną zbitego pieska podszedł do kierowcy.
- Zepsuło się.
- Kurwa, ja pierdole... - piękne rodowite słowa plemienia polskiego wypłynęły z ust... Erika!
- Durm? Skąd ty znasz takie słowa? - zdziwiłam się.
- Ja go tego nauczyłem. - Kuba dumnie wypiął klatkę piersiową.
- Jęssssyyyk mi pszyyymalllzzł. - wybełkotał Jonas, którego owa część trzymała się na szybie. Chyba nie chcę wiedzieć jak do tego doszło...
- Niech się trener nie zdziwi jak będziemy mieć grypę, anginę i kurwa nie wiadomo co jeszcze. - Langerak cały czas marudził... Sorry Mitch, to nie jest Australia.
Resztę podróży przespałam. Nadal nie odzywałam się do Mario. Tylko spokojnie wyszłam z autobusu i podeszłam do recepcji, żeby wziąć kluczyk od pokoju.
- Ja z Sarą! - zaklepał mnie Mario.
- Dobra masz.. Ale poczekaj tu ze mną chwilę. - zatrzymał go Klopp.
 Zaczęłam iść w kierunku windy, ale trener kazał Stażyście zabrać moją walizkę, aż skakał ze szczęścia...
- Dobra to tutaj.
- Wejdziesz z tą walizką czy księżniczkę będą rączki boleć? - prychnął.
- Słuchaj no tu kretynie. - w mgnieniu oka obok Nowego pojawił się Goetze. - To jest kobieta, a do nich chyba należy mieć szacunek. Nie sądzisz?
- Sam nie masz do niej szacunku, olałeś ją jak tego potrzebowała. Bo co, bo jesteś jakimś marnym piłkarzyną?
- Uważaj sobie, ja mam do niej szacunek. Pomógłbym jej gdyby nie trener.
- Proszę o spokój.. Nie róbcie wiochy. - Jurgen zażegnał sytuację. Reszta Borussen i sztabu, a nawet ludzi z hotelu patrzała na tą wymianę zdań z szeroko otwartymi oczami. Panowie jeszcze przez chwilę mierzyli się wzrokiem.
- Niech trener trzyma go z daleka ode mnie, bo nie wytrzymam. - syknął, obrócił się na pięcie i wszedł do naszego pokoju.
- Wielkie dzięki, wkurwiłeś nam filar drużyny. - Kuba mruknął w stronę Nowego i "niechcący" pociągnął go z bara.
- Bardzo mi przykro, że uraziłem jego przerośnięte piłkarskie ego. - prychnął z udawanym politowaniem.
- Nie wiem kim jesteś, jak się nazywasz. Ale uważaj sobie, bo udawanie takiego cwaniaka tu nie przejdzie. - wymierzyłam w niego palcem.
- A co ty mi możesz, co? Jedyne co mi możesz to naskoczyć.
- Uważaj sobie cwaniaczku. - nagle jakby spod ziemi wyrósł Mario.
- O znowu pan "wszystko mogę, bo jestem słabym piłkarzyną" ?
- Skończcie tą wymianę zdań, bo to się zaraz źle skończy! Do pokoi! - rozkazał Żejko. Weszliśmy z Mario, on skierował się do łazienki, a ja usiadłam na łóżku.
- Uważaj jak chodzisz. - za drzwi udało się usłyszeć głos Marcela skierowany zapewne do Nowego.
- Kotuś nie lubię jak się kłócimy. - Marian usiadł obok mnie, a ja szybko się w niego wtuliłam.
- A co jak właśnie przyplącze się jakaś wywłoka i mi cie zabierze?
- Nie będzie żadnej innej, bo ja kocham tylko pewną wysoką, pyskatą i wredną siatkareczkę, która jeśli założy szpilki jest równa ze mną. Kocham jak się ze mną kłóci, jak mi dokucza, jak mnie przytula. Jest świetna w tym co robi i mam nadzieję, że do tego wróci i będę na żywo mógł jej kibicować, a nie tylko z powtórek starych meczów. Kocham cię. - podczas jego wyznania zmoczyłam mu bluzę swoimi łzami.
- Ja ciebie też. - dałam mu buziaka w policzek. 
- Chodźmy do stołówki, głodny jestem.
- Ale jest już za późno, na pewno jest pusto.
- A tam marudzisz, chodź. - gdy już doszliśmy było tam ciemno, dlatego z latarkami w telefonie weszliśmy do kuchni. Z zamrażarki wyjął lody czekoladowe, a z lodówki bitą śmietanę. Po chwili zajadaliśmy się już lodami i nawzajem wymazywaliśmy śmietaną siedząc na blacie kuchennym.
- Mmm pyszne..
- Masz tu coś.
- Gdzie?
- O tutaj! - dotknął brudnym od deseru palcem mojego noska.
- Eeeej...- zeskoczyłam i podeszłam do niego.
- Nie kochanie. - szybko przyciągnął mnie do siebie i pocałował. Po chwili usłyszeliśmy kroki, do pomieszczenia wszedł ktoś i zapalił światło.
- Mario? Sarka? - trener zdziwił się na nasz widok. - A mówiłem, że pomysł Nicolasa, żeby puszczać was bez kolacji jest zły.. - O! Nowy to Nicolas!
- Idźcie już spokojnie do pokoju.
Następnego dnia chłopcy wygrali mecz 3:1. Mario strzelił hat-tricka, którego jak później się dowiedziałam zadedykował mnie. Utarł tym nosa Stażyście... Jak się dowiedziałam to właśnie Goetze jako bohater meczu
będzie razem ze mną i Jurgenem na konferencji. Szybko wziął prysznic i dołączył do nas. Pod stołem złapał mnie za rękę. Byliśmy głodni, więc w międzyczasie napisałam do Miley, żeby przyniósł nam coś do jedzenia. Kilka minut później, gdy Mario odpowiadał na pytanie jak czuje się po tym, że strzelił 3 bramki rywalowi o miejsce lidera, Rojsu wbił za "ścianki reklamowej" i podał nam trzy lody na patyku.
- Ja już się ulatniam. Gratulacje młody! - poklepał go po ramieniu.
- Dzięki. Masz chciałaś jeść. - podał mi loda. - To dla trenera i dla mnie. Mogą państwo mówić dalej. My tylko sobie skończymy jeść.
Odpowiedzieliśmy na kilka pytań i mogliśmy już się zwijać, bo zostały pytania dla Bayernu.


---------

Lekka obsuwa, ale przepraszamy no. 
Wiecie oceny końcowe itd. Trzeba się 
przyłożyć jak się chce jechać do Barcelony.

A i dodałyśmy dwie nowe zakładki, prosimy o zostawienie 
tam informacji co do informowania :)

Jeszcze jedna rzecz wiedzcie, że to opowiadanie 
piszą 2 osoby. 2 różne style. I nie zdziwcie się jeśli
najwięcej jest Sary, bo to tutaj tak jakby ona jest bardziej 
główną bohaterką. Koniec gadania. Narka koparka! 
~ Oliś

Jeśli przeczytałeś zostaw komentarz. To motywuje :)

wtorek, 6 maja 2014

Rozdział 26

*Mario*

*1 months later*

Dzisiaj Sara skończy 21 lat. Z samego rana złożyłem jej życzenia. Razem z Leną zaplanowaliśmy dla niej przyjęcie. Wszystko jest już ustalone. Goście zaproszeni, tort zamówiony i inne drobne szczegóły wykonane. Długo zastanawiałem się co jej kupić w prezencie, w końcu zdecydowałem się na małego cocker spaniela. Kiedyś mówiła mi, że chciałaby takiego małego przyjaciela. Wczoraj po treningu odebrałem go ze schroniska. Kupiłem mu różne zabawki, karmę i legowisko. Wszystkie te "gadżety" Lena schowała u siebie w pokoju. Pieskie obecnie zajmuje się Felix, a ja po dzisiejszym treningu zabieram Sarę ze sobą do sklepu pod pretekstem potrzeby nowych perfum. Szybko wybraliśmy świetny zapach, kiedy moja przyjaciółka rozmawiała ze swoim bratem i składali sobie nawzajem życzenia dostałem SMS od Marcela, że wszystko już gotowe.
- To teraz Sarunia lecisz się zajebiście przebrać, bo w salonie tak jakby jest impreza. Tylko ty o tym nic nie wiesz i wolałbym, żebyś udała zaskoczoną. To co? Pomóc ci wybrać ubranie? - wysuszyłem ząbki, a ona zdziwiona pokiwała głową. - No to chodźmy! - po chwili stanąłem już pod jej szafą. - Aleee ty masz dużo ubrań! Nigdy tyle nie widziałem! Jak się do mnie wprowadzisz to nie wiem jak my to pomieścimy. Uuuu ta sukienka jest świetna! W sumie ta fajniejsza.. A nie.. Ta lepsza! Ubieraj ją! Pomóc ci?
- Nie musisz, idę do łazienki się pomalować. - po 15 minutach wrócił.
- O matko! Wyglądasz ślicznie! Moja księżniczka!
- Dziękuję. - dała mi buziaka w policzek. - Zapniesz mi sukienkę?
- Pewnie! Masz ładne i wysportowane plecy... - opuszkami palców przejechałem po jej kręgosłupie.
- Mhm... - mruknęła. Zapiąłem zamek i jednym zgrabnym ruchem obróciłem ją przodem do siebie.
- Powtórzę się, ale wyglądasz przepięknie. - oparłem ją o ścianę. - Nawet nie wiesz jak bardzo chciałbym cię teraz pocałować. - już miałem to zrobić...
- Ojj... Przepraszam, że przeszkadzam, tylko że wiecie wszyscy czekają na dole, także ten... - Mats wszedł z pokoju.
- To chodźmy. - siatkarka pociągnęła mnie za rękę i skierowaliśmy się wszyscy do salonu.
Na dole, kiedy wszyscy usłyszeli, że zeszliśmy nagle wyskoczyli ze swoich kryjówek i równo krzyknęli "niespodzianka!". Z tego co widziałem Sarę aż wryło z zaskoczenia. Zaraz później podchodzili i składali życzenia, a przy tym wręczali prezenty. Spłynęło kilka łez, ale to szczegół. W końcu przyszła moja kolej.
-No to Sarka... Chciałbym ci życzyć przede wszystkim zdrowia, ale też dużo sukcesów, zajebistego chłopaka, czyli takiego jak ja - zaczęliśmy się śmiać - duuużo seksu z Mario Goetze, w przyszłości gromadki dzieci, hajsu i czego tam sobie wymarzysz - na koniec przytuliłem ją i dałem buziaka w policzek.
-No to teraz się bawimy! - oznajmiła Lena.
-Lecimyyy! - krzyknął z daleka Mats.
DJ Marcel zapuścił krejzolską muzykę.
Po 1 godzinie przyszedł czas na wolnego.
-No to teraz dobieramy się w pary i tańczymy wolnego - ogłosił Schmelzer.
Poszukałem Sarę i porwałem ją do tańca.

*Sara*


Po tańcu Mario poprosił mnie, żebym wyszła z nim na chwilę na dwór. Powoli ubrałam kurtkę i botki, a piłkarz stał już na dworze ze swoim bratem, który złożył mi życzenia, ale musiał już wracać do domu.
-Życzenia ci już składałem, a teraz czas na prezent - z pod kurtki wyciągnął rękę, w której trzymał małego cocker spaniela.
-Jaki słodziak! - szybko przejęłam psa.
-Jak go nazwiesz?
-Stanley! To taki fajny amerykański siatkarz, wiesz jak ma dużo nagród?
-No to... Cześć Stanley! U Leny masz wszystkie potrzebne rzeczy do jego pielęgnacji.
-Dziękuję ci bardzo! - w podziękowaniu mocno go przytuliłam.
-Nie ma za co. - trwaliśmy tak dalej w uścisku, a on zaczął mi nucić tym swoim zmysłowym głosem do ucha. 

She was covered in leather and gold. 
Twenty one years old. 
I lost her in the crowd. 
It’s unfair, she’s out there. 
Somewhere, somewhere, somewhere in Dortmund...
She’s somewhere, somewhere, somewhere in Dortmund...

Uśmiechnęłam się, piłkarz trafił w mój gust muzyczny. Jak jeszcze zacznie mi śpiewać Timberlake'a to ja chyba padnę. 
- Dobra mój ty artysto wracamy! 
- Nie podobało ci się? 
- Ajj od razu nie. Świetnie ci to wyszło! 

***

Impreza urodzinowa się udała. W momencie kiedy dostałam od niego Stanleya uświadomiłam sobie, że go kocham... Tak. Wpadłam w to po uszy... Zawsze byłam ciekawa czy ktoś wytrzyma z moim charakterem. Wredna, chamska czasami bezczelna, ale również również wesoła i wrażliwa... Moje przemyślenia przerwał dźwięk dzwonka do drzwi, za którymi stał mój przyjaciel. Mario powiedział mi, że zabiera mnie na wycieczkę. Kierowaliśmy się w stronę... No właśnie.
- Mariooo...
- Słucham?
- A powiesz mi gdzie to się wybieramy?
- Niespodzianka.
- No ej, mam prawo chyba wiedzieć.
- Niespodzianka.
- Pfff... Nie chcesz, to nie. - udałam, że się obrażam i odwróciłam się w stronę szyby. - Ale.... Nawet żadnej podpowiedzi ? - długo nie wytrzymałam.
- Nic ode mnie nie wyciągniesz.
- Dobra...
- Powiem ci tylko tyle lepiej się prześpij, bo przed nami jeszcze 4,5 h drogi.
- Ok... - odparłam i odpłynęłam.

- Sara. Sarcia wstawaj. - Mario lekko mną potrząsał.
- Gdzie jesteśmy?
- Na miejscu.
- Dużo mi powiedziałeś. Dobra chodź do hotelu.
- Ehee..
Weszliśmy na nasze piętro. Okazało się, że jest tam również moja walizka.
- A to to skąd tu się wzięło?
- Lena cię spakowała.
- Okej.. Nadal nie rozumiem.
- Trudno. Zaraz się dowiesz a teraz szybko przebieraj się, rób tam co chcesz i wychodzimy.
- Mhmm..
Weszłam do łazienki, zrobiłam lekki makijaż i ubrałam się.
- Może być ?
- Idealnie. - dał mi buziaka w policzek.
- Idziemy?
- Tak.
Dojechaliśmy pod jakąś halę. Wokół nas było pełno ludzi ubranych w barwy Polski i Niemiec...
- Mario ..
- Tak? - wyszczerzył się.
- Czy to to o czym myślę ?
- Jeśli chodzi ci o sparing reprezentacji Polski i Niemiec w siatkówkę... To tak.
- Boże..
- Wystarczy Mario.
- Dziękuję. - dałam mu buziaki w oba policzki.
- Nie ma za co. To co wchodzimy?
- TAAAK !
Weszliśmy do hali. Pokierowaliśmy się na miejsca przy samym parkiecie obok kwadratu dla rezerwowych.
- Czy ktoś z tych oszołomów wie o tym, że tu będę?
- Oprócz Wojtka, który pomógł mi z biletami to nie.
- No to będzie ciekawie.
- A właśnie mam coś dla ciebie. - wyciągnął koszulkę reprezentacji z numerem Wojtka i jego-moim nazwiskiem.
- Dziękuję. - nałożyłam ją na siebie.
- Patrz chłopaki wychodzą na rozgrzewkę.
- Widzę. Chodź do tych wariatów.
- Chętnie. - Podeszliśmy do band reklamowych. Po chwili usłyszałam rozmowę.
- Ty Igła, a to nie jest Sara?
- Gdzie tam. Przecież ona w Dortmundzie siedzi.
- No ale podobna..
- Winiar gdzie ty.. Chociaż .. Gdyby się przyjrzeć to może.. Chodź spytamy się kogoś.
Razem z Mario skręcaliśmy się już ze śmiechu.
- Ej, Włodi a to nie jest twoja siostra? - wskazał na nas.
- No jest, a co? - odpowiedział spokojnie i puścił mi oczko.
- Widzisz ! Mówiłem! - krzyknął Winiar i razem z Igłą zaczęli tu biec.
- Sara! Comon Beeejbe ! - przytulili mnie.
- A co ty tu robisz? - zapytał Iglasty.
- Czekam na mecz.
- Cześć Mario.
- Cześć chłopaki.
Pogadaliśmy jeszcze parę minut.
- Przepraszamy was, ale mecz już się zaczyna, przyjdziecie tu jak się skończy?
- Oczywiście.
- To do zobaczenia.
- Powodzenia. Paa .
Mecz szybko się skończył. 3:0 dla Polaków. MVP spotkania został Krzysiek Ignaczak. Chłopcy skończyli już rozdawać autografy i udzielać wywiadu, więc mogliśmy wejść na boisko.
- Kogo nasze oczy widzą. Toż to sama Sara Włodarczyk!
- No cześć chłopcy.
- Spóźnione, ale pamiętamy! WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO! - krzyknęli wszyscy razem.
- Dziękuję. - przytulałam każdego z nich,
- Przyjechałaś na nasz mecz?
- Zostałam porwana. - zaśmiałam się wskazując na Mario, co uczynił również on.
- No wiesz! Nie chciałaś przyjechać do nas?
- Tylko, że ja zapomniałam o tym meczu.
- Tylko winny się tłumaczy.
- A dobraaa.. Gratuluję wygranej.
- A dziękujemy.
- Gdzie jest Igła ?- zapytał Kubiak.
- O matko... Znowu.. - załamał się Ziomek.
- .. wygraliśmy mecz z kolegami zza zachodniej granicy. Spotkaliśmy tu dwoje sportowców, których pewnie znacie. Dla tych co ich znają i dla tych co ich nie znają no... Wasza ulubienica - Sara Włodarczyk siatkarka i nasza świetna pani psycholog, dzięki której zdobyliśmy brąz na Mistrzostwach Europy!!! Mario Goetze piłkarz Borussii Dortmund. Prywatnie nasi przyjaciele. No ładnie mi się przywitać.
- Hejka, no i teraz Marian tak jak cię uczyłam.
- Szeeśśćć! - przekręcił wyraz co wywołało salwę śmiechu.
- No no no.. Brawa! - zarządził Kurak.
Chłopaki jeszcze porozmawiali z nami parę minut, lecz później musieli już jechać do hotelu, dowiedziałam się, że mieszkają w tym samym co my. Mario postanowił, że zabierze mnie w pewne miejsce. Mówiąc to słodko się uśmiechał. Boże Sara ! Ty się serio zakochałaś... Podczas drogi posyłaliśmy sobie uśmiechy i ukradkiem spoglądaliśmy na siebie.
- To tutaj. - oznajmił brązowooki.
Wyszłam z samochodu i rozejrzałam się. Staliśmy przed wejściem na most. Było pięknie. Piłkarz wziął moją rękę i poprowadził w stronę mostu. Doszliśmy na środek mostu, gdy przystanął.


[The Fray- Kiss Me]

Złapał mnie za rękę i stanął na przeciwko mnie. Wpatrując się w moje oczy zaczął mówić. 
- Sara ja wiem, że może to popsuć naszą przyjaźń, ale ja dłużej nie potrafię tego ukrywać. Gdy pierwszy raz cię zobaczyłem coś we mnie drgnęło. Kiedy pomagałem ci z Leną i Marco byliśmy przyjaciółmi, z dnia na dzień moje uczucie się pogłębiało. Ja muszę ci to powiedzieć. Sara ja CIĘ KOCHAM. Nie wiem co teraz zrobisz możesz mnie uznać za idiotę, możesz uciec stąd, możesz zacząć mnie nienawidzić, możesz... - nie zdążył dokończyć, gdyż wpiłam się w jego usta, co go zaskoczyło, ale odwzajemnił pocałunek. Nie wiem ile tam staliśmy, ale nawet deszcz, który zaczął padać nam nie przeszkadzał, bo jeśli się kogoś kocha to nic nie stanowi problemu. 
- Kocham Cię Mario. 
- Nie mogę w to uwierzyć. - podniósł mnie i zaczął kręcić w około.
- To uwierz. 
- Wiesz jak się bałem? Bałem się, że nie odwzajemniasz mojego uczucia, że się wygłupię. Też Cię Kocham.
- Kto nie próbuje ten nie wie. Wracamy bo trochę mi zimno, wiesz już jest początek listopada?
- Ahh.. tak już. Trzymaj moją kurtkę. - jeszcze raz mnie pocałował i ruszyliśmy w stronę auta.
Weszliśmy do pokoju i na progu od razu zaczęliśmy się całować. Powoli podążaliśmy w stronę łóżka. Leżeliśmy już na pościeli, gdy szatyn nagle przestał i spojrzał na mnie. Kiwnęłam głową i wpiłam się w jego usta. Potem to już można się domyślać co się stało. Powiem tak było Zajebiście ;)


***

Obudził mnie pocałunek złożony na moich ustach.
- Jak się spało księżniczko?
- Świetnie. 
- Mi też. Wstajemy?
- Nie chcę...
- Ale musisz się pożegnać z tymi wielkoludami.
- Racja. Wiesz.. My to jesteśmy dziwni.. Nawet nie było pierwszej randki, a już wylądowaliśmy w łóżku...
- Ale my zawsze byliśmy inni. - zaśmiał się. - Do randek możemy zaliczyć te nasze wypady. Plaża w Gdańsku, nasz pierwszy pocałunek w wesołym miasteczku...
- Ooo pamiętasz takie rzeczy... To słodkie! Dobra idę się ubrać. - cmoknęłam go w usta i wstałam. 
Ubrani zeszliśmy trzymając się za ręce do restauracji, gdzie siedziała już większość siatkarzy.
- Winiar gdzie moja kasa ? Mówiłem, że to tylko kwestia czasu..
- Miałeś rację Krzysiu...
- No to macie już błogosławieństwo od wujka Igły.
- Dziękujemy.
- No to szczęścia, miłości!


***


Właśnie wracamy do Dortmundu. W samochodzie zgodnie stwierdziliśmy, że jak na razie nie musimy nikomu o nas mówić.
- Goetzeeee, ile jeszcze będziemy jechać? - zapytałam.
- Jakieś 4 godzinki kochanie...
- Kochanie... Ale to słodko brzmi, wiesz? Nadal nie mogę uwierzyć, że jesteśmy razem. Ej, czekaj! Zrobię nam zdjęcie.
- Przecież ty ich nie lubisz robić. - zdziwił się.
- No takich gdzie jestem sama to nieee, ale z tobą chcę! - wyciągnęłam moją Xperię i zaczęłam nam robić tak zwane "selfie".
- Daj mi na chwilę te swoje okulary. Wiesz jak seksownie w nich wyglądasz?
- Dobra koniec misiu, bo muszę się na drodze skupić.
- Okeej.. W takim razie idę spać! Dobranoooc! - zwinnie dałam mu buziaka, oparłam głowę o zagłówek siedzenia i odpłynęłam.

*4 hours later*

Poczułam jak ktoś mnie szturcha w ramię.

- Wstajemy śpiąca królewno.
- Gdzie jesteśmy? - wymamrotałam.
- Pod twoim domem. 
- Już? A tak fajnie mi się spało.. - zaczęliśmy się śmiać.
Powoli wyszłam z samochodu, przy czym oczywiście musiałam się potknąć. Na szczęście mój chłopak mnie złapał i przyciągnął do siebie. Ten to ma refleks!
- Słońce, ja nie wiem jak ty w tą siatkówkę grasz.. - wybuchnął śmiechem.
- Ojj zamknij się. - pocałowałam go namiętnie. 
- W takim razie mogę się nawet nie odzywać.
- Mhm.. Pa kotek lecę, do zobaczenia na popołudniowym treningu. - dałam mu buziaka. W świetnym humorze weszłam do domu i od razu pobiegłam do Stanleya, który siedział na kanapie.
- Sara, to ty? - usłyszałam krzyk Leny.
- Taaaaaaaak!! Gdzieee jesteeeeś?! - wydarłam się.
- Nie drzyj się tak, sprzątam w szafie. Co ty taka wesoła jesteś? - usłyszałam, gdy już do mnie podeszła. 
- Boo... Spotkałam swojego braciszkaa i Kubiaczka, Ignaczaka no wiesz. - unikałam jej wzroku.
- Kłamiesz laska, za dobrze cię znam. 
- Niee ee? - mój wyraz twarzy przypominał znanego mema.  
- Jak chcesz, ale ja i tak się dowiem...
- A spadaj, idę ze Stanleykiem na spacer. Zajdę po Mario, bo obiecałam mu. 
- A co zrobisz z psem intelgencie? No bo raczej nie weźmiesz, go do gabinetu?
- Zostawię z Felixem? - znowu super mina. 
- A idź... Pogadamy później. 
- Luzik arbuzik Lenka! 
- Zaraz ci przypierniczę!
- Stanley spieprzamy! Narka koparka kochana! - szybko wybiegłam z domu i skierowałam się w stronę domu Goetze, który mieszka 3 ulice dalej. 


------

Miałam was w sumie trzymać jeszcze w napięciu, ale...
No po prostu stwierdziłyśmy, że już można to zrobić ;))) 
To hejka naklejka! ~ Oliś :*

Cieszcie się, cieszcie, bo to długo nie potrwa... 

Dodałyśmy nową zakładkę "KONTAKT" .
Wszelkie pytanie prosimy kierować właśnie tam ;))

Jeśli przeczytałaś, zostaw komentarz. To motywuje ♥ ♥